Powiem tak - ludzie operują materią czarno- białą. Coś jest dobre, coś jest złe. Korea Pn. jest zła, my jesteśmy dobrzy. Nie twierdze oczywiście, że w państwie Kimów jest wszystko cacy. Chodzi mi o to, że jednym wydanym przez Hu Jintao dekretem można by spokojnie rozwiązać "sprawę" Korei, w zasadzie korzystnie dla USA i ChRL.
Przyznam szczerze, że dopiero w TV jeden z bystrzejszych socjologów uświadomił mi dlaczego tak się nie dzieje. Powołał się na teorię gier, a dokładnie "równowagę Nasha" i to mi uświadomiło, że Stany Zjednoczone przyjmują za optymalne istnienie Korei Pn i ChRL robi dokładnie to samo. Brak jest powodów do odstąpienia od status quo.
Idąc dalej tym tokiem rozumowania można przyjąć, że Korea, kraj słaby i całkowicie praktycznie zdominowany przez Chiny łatwo podda się wpływom chińskiej agentury, co z kolei umożliwi w miarę stabilną pozycję Kimów. System może się załamać wtedy, gdy czynniki wewnętrzne w Korei Pn uniemożliwią działania chińskie, lub spowodują, że staną się one nie opłacalne w dalszej perspektywie. Równowaga zostanie zachwiana. Gdy system się załamie może okazać się, że przewagę uzyskają Chińczycy, co z kolei stworzy dość niebezpieczną sytuację, ponieważ USA poczują się zagrożone w rejonie azjatyckim, który obecnie jest najważniejszy w naszej globalnej wiosce. Co dalej? tego nikt nie wie.
Wcześniej (ten wątek istnieje od incydentu z jesieni 2010 r.) nie było zagrożenia ze strony Korei Pn. Dzisiaj może być inaczej, o ile Chiny nie opanują sytuacji i nie osadzą właściwego przywódcy na tronie. Może się zdarzyć walka w łonie partii (a pamiętajmy, że tam średnia wieku oscyluje w granicach dobrej 80.) i jakiś wielki reformator (człowiek "pronormalnościowy") aby zwrócić na kraj uwagę walnie bombką A w niedaleką Japonię. Oby nie...