To poniżej odnosi się do postu Herr Rutkova.
Na szybko, z tą taktyką rotte to chyba nie tak miało być, nie chodziło o "łosia" i myśliwca, a raczej o elastyczność formacji, odpowiednią osłonę jeden drugiego, możliwość kombinacji w rozbudowie formacji ponad rotte, wsparcie ogniowe jeden drugiego, ale nigdzie nie znalazłem celowego wystawiania się pod lufy, aby drugi mógł sobie postrzelać. Dodatkowym atutem takiej formacji było i jest nadal w miarę równe zużycie paliwa dla obu pilotów w parze, które to dwie składały się na całość. Nie można powiedzieć tego ostatniego o formacjach herbaciarzy, gdzie ten drugi, trzeci i czwarty musieli wajchować obrotami, a przez to spalać więcej niż lider i ogólnie więcej niż wymagałby dolot i patrolowanie.
Zaraz zaraz, piszesz o minimalnej poprawce, a czym ona się różni od poprawki? Wielkością, ale zasada jej wprowadzenia pozostaje taka sama, czyli musisz "wynieść" lufy przed cel aby go trafić, aby to zrobić muszą być Ci znane zasady wprowadzania poprawek.
Wprowadzając dane:
- prędkość 400 km/h
- przechylenie 45 stopni
- odległość - 50 metrów (jak sugerujesz)
Wyszło że:
- promień zakrętu ~ 125 metrów
- przeciążenie G ~1,5
Czyli da się strzelać przy tym przeciążeniu, jednak styczna jaki wyznaczy tor lotu pocisków przejdzie nad środkiem ciężkości celu wyznaczającym jego tor lotu na wysokości względnej do płaszczyzny jego skrzydeł, na wysokości około 2,5 metra, czyli nieco mniej niż 9 stopni "wyżej" niż wymagana linia celowania. Jednak samolot wykonuje lot z pewnym kątem natarcia, w tym przypadku circa 5 stopni (upraszczając), da nam to liniowe odchylenie od pożądanego punktu spotkania pocisku z celem około 1,25 metra, z tego wynika, że pociski "smyrną" go górą, a poprawkę trzeba będzie odłożyć.
Jak zwykle trochę teorii.
SMA - strefa możliwych ataków - jest to przestrzeń wokół celu w której możliwe jest wykonanie lotu po krzywej celowania z możliwością prowadzenie ognia towarzyszącego. Ograniczona jest możliwym przeciążeniem (samolotu, uzbrojenia bądź pilota), odległością oraz zakresem pracy celownika (w jego "obszarze roboczym").
Naturalnym dążeniem pilota jest wejść w strefę bez poprawek i wygarnąć ze wszystkich luf, jednak nie jest to tak łatwe jak mogłoby się wydawać i w większości przypadków łatwiej jest powalczyć z poprawką niż za wszelką cenę siadać komuś dokładnie na "6". Tak jak wspomniałem zakres bez poprawek jest baaardzo wąski i tę ostatnią trzeba jednak wprowadzić.
Kiedyś, gdy jeszcze Schmeisser był pacholęciem w krótkich rosa Strumpfhosen, używałem półautomatycznego celownika podczas strzelanina "do ziemi", bardzo rzadko włączałem zakres "żyroskop", wolałem na nieruchomej siatce wprowadzać poprawki ręcznie, było szybciej i stabilniej. Do celu powietrznego byłoby to trudniej zweryfikować i na "foto" strzelałem z automatu, ale trzeba było zachować pełną koordynację sterów, gdyż przy jej braku żyroskop miał tendencję do skakania po celowniku.
Jeszcze mi się przypomniało.
Przy strzelaniu z większej odległości pozostaje więcej zapasu na ograniczenie na przeciążenie, proste - jeżeli będąc za celem w odległości 200 metrów wykona on gwałtowny manewr to muszę tylko lekko dociągnąć aby znowu celować do niego, jeżeli zrobi to samo przy 50 metrach, najprawdopodobniej wyjdzie mi ze SMA.
Jak widać wszystko ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne, nic nie jest jednoznacznie najlepsze, ale "umić trza".
PS: Do obliczeń wykorzystałem takie stare urządzenie SN-3 (suwak nawigacyjny), robiłem to na szybko, więc mogły wkraść się błędy, choć nie sądzę, wygląda to dość dobrze.