Takie cuś. Powiedzcie mi Pany, bo ja tego nie ogarniam- jak to jest, że koleś na tyle rozgarnięty by prowadzić hejhopter, leci sobie jak potłuczony na wysokości kilometra nad terenem regularnej zadymy, bez żadnego przeciwdziałania elektronicznego, ani chemicznego, i tak sobie leci i leci, aż w końcu wyłapuje rakietę w dupsko. Jest to kolejny, kolejny, kolejny już nie wiem który film z tej okolicy, na którym w tych samych okolicznościach takie radosne lotnictwo tak samo się kończy. O co w tym chodzi? Przecież jakiś rusek tych ludzi wybrał spośród reszty tych śmierdzących turbaniarzy, wyszkolił, i co- nie powiedział że to bardzo niedobrze robić sobie kółka trzepaczką nad stadem przeciwników wyposażonych przez zagraniczne służby w różny ciekawy sprzęt do robienia sobie nawzajem krzywdy?
Dziwi mnie to, bo i śmigłowiec tani nie jest, i załoga też raczej nie wzięta z ulicy. Tak sobie patrzę w Internecie na te dekle i BeWuPy bezradnie kręcące się pomiędzy domami, gdzie byle obsrany gwałciciel owiec może wyskoczyć zza rogu z RPG albo zrzucić im z dachu kanister na łeb, patrzę na te brawurowe naloty pojedynczych Su-24 walących gdzie popadnie FABem, patrzę na te śmigłowce strącane jak na strzelnicy, i nic z tego nie rozumiem. To przez tyle lat ruscy tam szkolili to tałatajstwo, a mimo to wygląda to wszystko jak jakaś wojskowa paraolimpiada dla hodowców kóz.
No cóż to za ucieszny widok oglądać pana w odzieży sportowej z czterema paskami i w klapkach Kubota, który w całym procesie swojej socjalizacji zdołał przyswoić tylko dwa wyrazy: "Allachu Akbar" (za pomocą których jak rozumiem porozumiewa się w sklepie, w domu, a także szukając po ciemku słoików w piwnicy), i taki koleś za pomocą urządzenia którego działania zapewne nawet nie do końca rozumie, niszczy kolejny śmigłowiec wart więcej niż cała jego wioska z ulubioną kozą włącznie. No nie rozumiem tego.
Ktoś mi to może szerzej naświetlić?