Niemcy to państwo poważne o długofalowej i konsekwentnej polityce, niezależnie od rządzącej aktualnie partii. W 1990 postawili na powrót do linii Bismarcka jako najkorzystniejszej i z ich punktu widzenia słusznie. A to oznacza mówiąc brutalnie zarządzanie Europą do spółki z Rosją. I to jest fundament ich polityki, reszta to zasłona dymna. Interesy małych państw są dla nich przeszkodą. Podjęta przez nie w 1990 próba zbudowania autentycznego sojuszu bezpieczeństwa w postaci Heksagonale (kto jeszcze o tym pamięta), została przez Niemcy storpedowana. Granicą stref interesów niemiecko-rosyjskich jest nasza granica wschodnia, czyli w przybliżeniu linia Ribbentrop-Mołotow. Powinniśmy porzucić wszelkie złudzenia, że Niemcy zrobią cokolwiek w sprawie Ukrainy. Przecież to poza ich strefą. Poważnym ostrzeżeniem dla wierzących we frazesy o "wspólnym europejskim domu" była budowa Gazociągu Północnego, teraz są wypowiedzi Merkel. Trudno żeby giganci dbali o interesy karzełków. Karzełki muszą nauczyć się same dbać o siebie. Zdaje się, że Węgry i Litwa już to zrozumiały. Kto następny?