A żeś teraz Nielot dowalił... Twoje tłumaczenie siedem postów wyżej jest tak gruntownie do błędne w założeniach, że pozwolę się odnieść tylko do jednej kwestii:
To nie jest miejsce dla tych, którzy bezpieczeństwo uważają za najwyższą wartość.
Boże jedyny w niebiesiech, kto ci takie "coś" (gorzej się należy wyrazić, ale nie chcę publicznie) wbił do głowy?? Właśnie dlatego, że lotnictwo (a szybownictwo w szczególności) jest aktywnością wysokiego ryzyka, nie ma w nim miejsca dla tych co NIE uważają bezpieczeństwa za najważniejsze! To właśnie "piloci" ignorujący zasady bezpieczeństwa i/lub obojętni na ryzyko są sprawcami tych wszystkich zdarzeń, które muszą być tępione (tak właśnie!) w każdy możliwy sposób, z urzędowym włącznie! Takie zachowanie nie zasługuje na współczucie, tylko potępienie. Jeśli jesteś często świadkiem takiej sytuacji, to może spróbuj z większym dystansem przyjrzeć się zachowaniu "pilotów" wokół Ciebie? Bo mi to pachnie nadmiernym kozaczeniem i postawą "anty-systemową": jestem "elyta", umiem i mogę wszystko, a potem tylko WoT... o pardon, Urząd "się na mnie uwziął".
W trakcie mojego 10-letniego romansu z patykami byłem świadkiem uszkodzenia lub zniszczenia wielu patyków; w tym takiego, którym kilkanaście sekund wcześniej wylądowałem. Tylko w jednym przypadku "pilot miał przechlapane": gdy wykonując "przedłużony hangarowy" "nie zauważył", że drzwi hangaru nie są do końca otwarte. Skończyło się to - ze strony urzędowej - zawieszeniem uprawnień na rok i powtórzonym egzaminem instruktorskim. Ale sam przyznasz, że raczej się należało; dziś ten sam pilot jest czołową figurą w jednym ze znanych ośrodków zaawansowanego szkolenia szybowcowego. Można powiedzieć że "odrobił zadanie domowe".
Ja sam "mam na koncie" uszkodzenie dwóch szybowców. W jednym, będąc jeszcze uczniem-pilotem, udało się nam (całej grupie szkolącej) "kolektywnie" doprowadzić do połamania steru wysokości w trakcie "manewrów na ziemi". Mniejsza o detale zdarzenia; jedyne konsekwencje dla "sprawców" były takie, że szkolenie podstawowe - zaczęte na Puchaczu - kończyłem latając "Blachatkiem". W drugim przypadku, gdy licencję miałem już od dobrych kilku lat, złamało się podwozie przy starcie (PW-6, przednie kółko; kto latał na nim ten wie). "przerąbane w klubie" sprowadziło się do opisania szefowi co i jak się stało (bo musiał wypełnić protokół), a "represje urzędu" zaczęły się i skończyły na... podpisaniu tegoż. Koniec.
I dodam jeszcze tak między dorosłymi, że byłem świadkiem kilku zdarzeń, w których do uszkodzenia/zniszczenia doszło nie przez "błąd", ale ewidentne braki w szkoleniu i/lub typowe "przegięcie pały"; a w których "konsekwencje" nie różniły się niczym od wcześniej opisanych. To też źle; ale to dowód na to, że ew. piekło jakie ktoś/coś urządza pilotom za połamanie patyka w polu (bo nie mając wyboru siadał w wysokim zbożu i ukręcił ogon) to objaw patologii, a nie norma.
Jeśli widzisz taką patologię, zastanów się czy możesz coś z tym zrobić. Możliwości masz wiele, od anonimowego zgłoszenia do zespołu "Latajmy Bezpiecznie", przez (również anonimowe, jeśli chcesz) zgłoszenie zdarzenia w ULC'u, aż po doniesienie do prokuratury. Tak, do wszystkich tych instytucji można zgłaszać nie tylko "efekty końcowe" (wypadki, zdarzenia, katastrofy), ale wszystkie przykłady złych praktyk (z łamaniem przepisów i/lub przyzwoleniem na nie włącznie) w lotnictwie. Dla naszego wspólnego BEZPIECZEŃSTWA, które powinno być dla wszystkich pilotów najwyższym priorytetem. Nie jesteśmy na wojnie (jeszcze, na szczęście), pilot nie musi być największym twardzielem na dzielni; ale każdy pilot, który przez zaniedbanie obowiązku bezpiecznego latania (w ten czy inny sposób) doprowadzi do wypadku, szkodzi nam wszystkim.
A, jeszcze jedno:
Aby zminimalizować opadanie, lecą na granicy przeciągnięcia (minimalna prędkość)
Serio? Aż tak słabo u was ze szkoleniem teoretycznym? Ja rozumiem że pilot szybowcowy może nie znać wpływu temp. otoczenia na sterowność balonu, czy nawet wpływu slotów na biegunowe; ale coś takiego? Mam nadzieję, że żartowałeś.