Lotnictwo zawsze było i jest dziedziną elitarną. Zaawansowane symulatory lotnicze nigdy nie wejdą masowo pod strzechy.
Dlatego mnie fascynuje "archaiczna" epoka (początek lat 1980-tych) wczesnych symulatorów na mikrokomputery (tak się wtedy mówiło). Jakimś cudem w czasach, gdy królowały proste zręcznościówki przeniesione z automatów, a komputery miały mizerne możliwości obliczeniowo-graficzne, symulatory (głównie lotnicze) były już powszechne.
A surowa nawigacja "na przyrządach" to nie jest raczej coś co można masowo sprzedać dzieciarni.
Aspekt kulturowy grupy docelowej? Ówczesne komputery wymagały zacięcia technicznego i nierzadko podstaw programowania, coś nie dla gawiedzi smyrfonowej miziającej ikonki na ekranie.
Prezentacja możliwości? Tak jak wyjątkowo silnie trzymały się przygodówki (kto dziś zrozumie popularność Myst?) "bo ładnie to wygląda na screenach", może zachętą była grafika 3D w czasach gdy w kinach leciał TRON? Wizualizacja przestrzenna bardziej pasuje do mitu "virtual reality" niż żałośnie podskakujący pixelowaty wąsaty hydraulik.