Ostatnio ćwiczyłem w kółko manewr na FW190: dwie formacje Pe-2 na 1000m, ja na 2000. Nurkowanie i strzelanie w przelocie. Jak można się domyśleć dolecenie do nich bez płonącego silnika albo trafienia w pilota było b.trudne ale się uparłem. Wymęczyłem gdzieś tak do momentu gdzie dwa Pe-2 zaczynają spadać (nie wiem czy skutecznie bo zwykle w tym momencie już mnie nie ma).
I teraz dochodzę do sedna: dla odmiany włączyłem tą samą sytuację na Mig-3 (modyfikacja-działka 20mm).
Przeciwko dwóm formacją niemieckich bombowców (wszystkie na poziomie As).
Nawet nie bawiłem się w jakieś spadanie pod dziwnym kątem. Podleciałem w sam środek tego roju, zwolniłem do ich prędkości i zacząłem sobie strzelać do jednego silnika po drugim..kiedy spadły cztery a mi skończyły się naboje, nie odleciałem. Leciałem razem z nimi, ogień z ich działek oplatał mnie jak ozdoby choinkowe

. Po jakiś czasie poleciał mi dym z silnika, potem nawet olej zachlapał mi owiewkę....ale trwało to tak długo że w normalnych warunkach dawno by mnie tam nie było. Nie zapaliłem się, nie spadłem, silnik się nawet nie zatrzymał.
I teraz najgorsze: mam wrażenie że słychać było może co 10 trafienie w mój samolot, jak by gra nie brała niemieckich trafień pod uwagę. Za to moje trafienia z miga którym leciałem może drugi raz (celownik latał mi na wszystkie strony) trafiały jak przyciągane magnesem...w sensie: cztery bombowce na jednym przelocie ?!# WTF

. Kusi mnie zrobienie z tego filmiku, do rytmu "Kalinki".