A mnie zawsze zastanawiało, co kierowało oszołomami ciągnącymi za sznurki Tysiącletniej, że w obliczu wiosny 1945 roku kiedy wiadomo już było że robi się smutno i trzeba się streszczać (z czymkolwiek co by się wymyśliło), nikt nie odważył się puścić bąka na dużą skalę i wytruć azjatyckiej hordy. Przecież było czym. I dziś jest z tym poważny problem, bo beczki rdzewieją- kto się kiedyś tematem zainteresował ten wie. Kwestia zmiany kierunku wiatru czy ew. kontrdziałania w tamtej sytuacji taktycznej nie miały już chyba znaczenia.
Bomba atomowa w wykonaniu Niemców nie była problemem dla nikogo (bo od początku poszli w złym kierunku, począwszy od eksmisji Żydów którzy potem tę bombę Amerykanom zrobili a na błędnych założeniach i zamieszaniu z ciężką wodą z Norwegii kończąc). Ale doskonałe na tamte czasy gazy bojowe to byłby problem- a oni mogli tego użyć. Zawsze mnie to dziwiło, że nie mieli problemu z planowym rozwalaniem ludzi na dzień przed wyzwoleniem obozu w Dachau, a bali się założyć głowice chemiczne na broń odwetową, która bezpiecznie rozpyliła by to świństwo setki kilometrów od własnych pozycji?