Jak pracowałem w PZU to mieliśmy kiedyś przypadek kradzieży auta. Pani przyniosła wymagany komplet kluczyków zgodnie z dokumentacją, wszystko ładnie pięknie, ale nasz wścibski likwidator zlecił ekspertyzę kluczyków i wyszło, że ostatni raz w stacyjce kluczyk był 2 dni po dacie kradzieży.
Mówię to tak, gdyby się okazało, że miejsce upadku telefonu i całkowitego wyłączenia się (np. wskutek upadku) było w bloku i od tego momentu nie było logowania do sieci, a kolega by twierdził, że rozmawiał z niego godzinę później pół km dalej. Co jak co ale telefon to akurat łatwo sprawdzić gdzie był. Także odpada również mówienie, że rozmawiałem np. na stacji benzynowej (gdzie są zakazy), albo, że pod wpływem alko na imprezie mi wypadł.
Legenda musi być prosta i nie odbiegać od prawdy zbytnio. Przeczytać z owu definicję przypadkowego uszkodzenia, wyłączenia z odpowiedzialności i co znaczy "używanie tel. zgodnie z instrukcją".
Ale tak naprawdę, to takie ubezpieczenia to drobnica i nikt nie będzie se karku łamać by odmowę dawać. Chyba, że to taka dziadoska firma, że szuka oszczędności na takim planktonie.
