Proponuję rozróżniać dwie kwestie:
1. Przyczyna zaistnienia danego zjawiska, czyli działalność polityków.
2. Jego konsekwencje ponoszone przez obywateli i społeczeństwo.
Oraz zależność: ustaje przyczyna, ustają konsekwencje. Jest jeszcze dany stan rzeczy.
I teraz weźmy przykład osoby cywilnej, np. z Afganistanu, która tu i teraz jest w zimnym i ciemnym lesie po polskiej stronie. Takiej osobie się pomaga, a nie odwozi do granicy i wyrzuca za siatkę... bo przyczyną jej obecnej, złej sytuacji, był jakiś polityk i jego decyzje.
Niestety, propaganda uczy nas patrzenia przez przyczynę, a nie na skutek. Mamy być gniewni, bo ta osoba została tutaj przysłana przez kogoś, kto nam źle życzy, przez naszego wroga. Czy to konkretnie coś zmienia tu i teraz? Nie, bo to skutek długiego łańcucha przyczynowo skutkowego, który nie został przerwany w odpowiednimi momencie. To nawet nie jest problem dla naszego wroga, który nas w ten sposób "zaatakował". Wypychając kogoś za granicę serio liczymy, że tam dostanie "pomoc"?? To dyplomacja miała nie dopuścić, bądź szybko ukrócić, proceder Łukaszenki i tego nie robiła, za to naszczuła ludzi na uchodźców, dehumanizują ich i nie pozwalając się do nich zbliżyć, żeby nie okazało się, że to jednak ludzie. Jak jest pożar, to w pierwszej kolejności zakręca się gaz, a nie leje wodę na płomień. Jeśli ktoś już jest na terenie naszego kraju, to się mu pomaga i to zgodnie z procedurami europejskimi, na które się godziliśmy. Tak działa cywilizowany kraj.
Wracając do Rumunów w latach 90. Tak się akurat składa, że widziałem to na własne oczy we Wrocławiu. Nie wszyscy byli oszustami. To co wspomniałeś, to proceder, który się rozwinął i po pewnym czasie zdominował sytuację. Jednak zaczęło się od prawdziwego exodusu Rumunów do Niemiec...