Ale ta sytuacja ukazuje kolejny problem. Bodajże drugiego dnia wojny Zelenski (do którego nota bene naprawdę mam najwyższy szacunek i to, co ten facet robi każdego dnia jest po prostu niesamowite) chwalił się, że mieszkańcom Kijowa rozdano tysiące sztuk broni strzeleckiej i wezwał ludność do robienia „koktajli mołotowa”, co też cywile masowo uczynili. I teraz pytanie: jak mam się zachować widząc uzbrojonego cywila? Czy wolno mi się bronić i do niego strzelić? Czy też może uzbrojony cywil nadal jest cywilem i w takiej sytuacji – niestety – muszę dać się zabić, bo inaczej zostanę oskarżony o zbrodnię wojenną?
W zaistniałej sytuacji należy uznać, że ten "uzbrojony cywil" nie jest cywilem, a za uznać go za "wojującego". Stanowi o tym zarówno IV Konwencja Haska z 1907 (dotycząca praw i zwyczajów wojny lądowej), która jest uznawana za dalej obowiązującą, jak i definicję z tej konwencji powtórzono w ramach Konwencji Genewskiej z 1949.
W tym przypadku należy zastosować art. 2 z IV KG (regulamin dotyczący praw i zwyczajów wojny lądowej) w brzmieniu:
Ludność terytorjum niezajętego, która przy zbliżeniu się nieprzyjaciela dobrowolnie chwyta za broń, aby walczyć z wkraczającemi wojskami i nie miała czasu zorganizować się zgodnie z art. 1, będzie uważaną za stronę wojującą, jeżeli jawnie nosi broń i zachowuje prawa i zwyczaje wojenne.W podobny sposób opisuje to Konwencja Genewska, co prawda sama definicja jest w części dotyczącej traktowania jeńców wojennych, ale w innych miejscach (konwencje genewskie sa dość rozbudowane, bo pojawiały się dodatkowe protokoły i to wiele lat po pierwotnym tekście) piszę się, że ma zastosowanie (w definiowaniu podaje się, że osobą cywilną jest osoba, która nie mieści się w definicji zawartej w art. 4A zapisu z cześci dotyczącej traktowania jeńców wojennych) do określania statusu takich osób czyli do określania kto jest cywilem, a kto nim nie jest.
[...]
ludność terytorium nie okupowanego, która przy zbliżaniu się nieprzyjaciela chwyta spontanicznie za broń, aby stawić opór inwazji, a nie miała czasu zorganizować się w regularne siły zbrojne, jeżeli jawnie nosi broń i przestrzega praw i zwyczajów wojennych."
Sytuacja pasuje do tej na Ukrainie... czyli mamy do czynienia z inwazją na terytorium nie zajęte lub nie okupowane. Mamy element samorzutności, bo pomimo faktu, że w sumie państwo broń wydało (konwencje nie mówią skąd ma broń pochodzić) to samo uzbrajanie się (w sensie zgłoszenia się po broń) i organizowanie do obrony tej ludności jest jednak "inicjatywą oddolną".
A więc dla żołnierza taka osoba będzie "wojującym", a nie cywilem - w przypadku spotkania można w tymi osobami walczyć zbrojnie. Jednak wszystko obowiązuje w "obie strony" - bo jeżeli taka osoba (ten uzbrojony "cywil") zostanie schwytana to przysługują jej wszelkie prawa jeńca wojennego, a naruszenia tych zasad będzie traktowane jako zbrodnia wojenna.
Zresztą to nie jedyny problem z „rozliczaniem” zbrodni. Mnie osobiście zaniepokoiła treść zarzutów, które postawiono majorowi Krasnojarcewowi, pilotowi zestrzelonego Su-34, który jako pierwszy rosyjski żołnierz ma stanąć przed ukraińskim sądem. Pierwszy zarzut ma dotyczyć bombardowania ludności cywilnej w Syrii i Ukrainie. To chyba pierwszy taki przypadek w historii, bo nie przypominam sobie, żeby pod podobnym zarzutem stanął któryś z lotników RAF-u, USAF, czy nawet – żeby znowu kogoś nie zabolało moje „relatywizowanie” – jakiś pilot Luftwaffe albo Japończyk. Drugi zarzut to zastrzelenie cywila z widłami. Nigdzie nie wyjaśniono, czy ten cywil się na niego rzucił i major strzelał w samoobronie, czy też Ukrainiec sobie tymi widłami tylko gnój przerzucał, a pilot zastrzelił go dla zabawy albo np. z zemsty za zestrzelenie jego samolotu.
Tutajk jest woiele wątpliwości... pomijam już fakt, że jurysdykcja ukraińska nie ma prawa do sądzenia za bombardowanie w Syrii, to już sam fakt próby ogranizowania takich procesów "na gorąco", w chwili gdy wojna trwa raptem 2,5 miesiąca może miec w sobie coś z "doraźnego sądownictwa", które jednak jest powszechnie potępiane. Co do wideł to akurat konwencja nic nie mówi o rodzaju broni w rękach cywila... nie napisano, za palna, a broń biała to również broń. Sama sytuacja wymagałaby dokładnego wyjaśnienia choćby właśnie w zakresie okoliczności.
Tak czy inaczej sprawa nie jest tak prosta jak to defuniowanie "cywil/niecywil", a tego typu sądownictwa może naruszać prawa oskarżonego do obrony - czego akurat konwencje zabraniają gdy chodzi o rozpatrywanie przestępstw wojennych i sądzenia jeńców. Moim zdaniem jakiekolwiek sądzenie jeńców za rzeczywiste lub rzekome "zbrodnie wojenne" (czyli naruszanie zasad konwencji) nie powinno mieć miejsca w takim trybie. Raczej należałoby ich jednak przetrzymać w statusie jeńca wojennego do zakończenia działań wojennych, a ewentualne osądzanie przeprowadzić dopiero potem. Przy czym nawet jeżeli stosunki państw będą na tyle napięte, że oskarżeni nie będą mieli możliwości obrony ze strony własnych prawników, to raczej powinna zająć się tym strona międzynarodowa.
Szczególnie, że kwestia bombardowania (ostrzeliwania itp.) celów cywilnych w konwencjach jest dość złożona, są tam warunki dopuszczalnosci i niedopuszczlności wymagające odpowiedniej interpretacji sytuacji. Co więcej te interpretacje muszą się odnosić do sytuacji szerszej niż może to ocenić i kwestionować zwykły zołnierz (nawet oficer), a więc niekoniecznie to on w takiej sytuacji powinien być pociągany do odpowiedzialności, a ta odpowiedzialnośc może spadać na jego przełożonych i to często wyższego szczebla. W każdym razie akurat to jest problem w konwencjach na tyle złożony, że przy porannej kawie nie do rozstrzygnięcia i omówienia...