4. Armię USA trapi o wiele większy problem niż brak nowych chętnych do służby. Prawdziwą bolączkę stanowią tam masowe odejścia żołnierzy. Wystarczy wejść na pierwsze lepsze forum weteranów, aby dowiedzieć się dlaczego byli wojskowi twierdzą, że nie wrócą już do służby (okazuje się, że w takim Afganistanie: prywata, kolesiostwo i chore ideologie były wśród kadry dowódczej na porządku dziennym, a zwykli żołnierze byli przeważnie traktowani "z buta"). US Army wykonała badania wśród odchodzących młodszych oficerów w 2023r. Tak wyglądają wyniki:
https://www.armytimes.com/resizer/v2/V5TAOZBADFERVPATR3HGPU5YCM.jpg
Aż 72 na 100, jako przyczynę wskazało "poor leadership", a 40 na 100 "low/declining standards". Takie wyniki nie napawają optymizmem. Wskazują, że morale jest kiepskie.
Stephen King też poruszył problem błędów w dowodzeniu w powieści "Billy Summers" o weteranie wojny w Iraku. Zastanawiałem się czy przytaczać cytat, czy wniesie to cokolwiek merytorycznego do dyskusji i jednak postanowiłem oddać głos Kingowi:
"Jesienią 2003 roku stacjonowałem w Ramadi, gdzie nadal utrzymywaliśmy pokój, aż miło, choć już wtedy tu i ówdzie zdarzały się ataki, a mułłowie zaczęli wplatać wezwanie "śmierć Ameryce" do kazań nadawanych z meczetów i odtwarzanych z głośników w sklepach. Służyłem w Trzecim Batalionie, znanym też jako Ciemny Koń. Moja kompania nazywała się Echo. W tamtym okresie mieliśmy dużo ćwiczeń strzeleckich.
Pewnego dnia przyszedł nieznany mi podpułkownik, żeby popatrzeć, jak strzelamy. Waliłem z M40 do oddalonej o osiemset metrów piramidy puszek po piwie, strącają jedną po drugiej, od góry do dołu. Trzeba było celować w dolną część każdej puszki, tak żeby poderwało ją ku górze, inaczej wszystkie przewróciłyby się na raz.
Ten podpułkownik, Jameson się nazywał, zawołał mnie i Taco i kazał, żebyśmy z nim poszli. Zawiózł nas nieopancerzony jeepem na wzgórze nad meczetem Al-Dawla. Meczet był przepiękny. Kazanie grzmiące z głośników już takie piękne nie było. Ot, zwykłe pieprzenie o tym, jak to Amerykanie pozwolą Żydom skolonizować Irak, islam zostanie zakazany, Żydzi przejmą władzę, a Ameryka weźmie sobie ropę. Języka nie rozumieliśmy, ale słowa "śmierć Ameryce" zawsze padały po angielsku, poza tym widzieliśmy przetłumaczone ulotki, podobno pisane przez czołowych duchownych. Ruch oporu, wtedy jeszcze w powijakach, rozdawał całe ich sterty.
Czy oddasz życie za ojczyznę?, pytały.
Czy umrzesz chwalebną śmiercią na islam? - Jak daleko jest ten cel? - spytał Jameson, wskazując na kopułę meczetu.
Taco powiedział, że tysiąc metrów. Ja stwierdziłem, że raczej dziewięćset, po czym dodałem, z całym, należnym Jamesonowi szacunkiem, że nie wolno nam atakować miejsc kultu religijnego. Jeśli taki pan podpułkownik ma zamiar.
- Broń Panie Boże - powiedział Jameson. - Za nic w świecie nie prosiłbym podkomendnego o to, by strzelił w jedną z ich świętych kup gnoju. Ale ta gadanina lecąca z głośników jest polityczna, nie religijna. To który z was spróbuje jeden strącić? Tak, żeby nie przedziurawić kopuły? Co byłoby potępienia godne i pewnie poszlibyśmy za to do piekła mudżów.
Taco od razu oddał mi karabin. Nie miałem trójnoga, więc położyłem lufę na masce jeepa i strzeliłem. Jameson patrzył przez lornetkę, ale i bez niej widać było, że jeden z głośników runął na ziemię, ciągnąc za sobą kabel. Kopuła pozostała nietknięta i gniewna tyrada, przynajmniej od tej strony, nieco przycichła.
Jameson oświadczył, że musimy się zwinąć, zanim ktoś zacznie do nas strzelać, tak więc zrobiliśmy.
Teraz, patrząc wstecz, myślę, że ten dzień jak w pigułce ukazywał wszystko, co w Iraku poszło nie tak, dlaczego "kochamy Amerykę" zmieniło się w "śmierć Ameryce". Podpułkownik dość miał słuchania niemilknących bzdur, więc kazał zestrzelić jeden głośnik, co było głupie i bezsensowne, zważywszy, że zostało jeszcze co najmniej sześć, skierowanych w inne strony.
W drodze powrotnej do bazy widziałem mężczyzn w bramach domów i kobiety patrzące przez okna. To już nie były te radosne twarze, co kiedyś, pałające miłością do Ameryki. Nikt do nas nie strzelił - tamtego dnia - ale spojrzenia tych ludzi jasno dawały do zrozumienia, że taki dzień nadejdzie."
Takie zdanie na ten temat ma Stephen King. A zważywszy na fakt, iż King często zwraca się o porady do ekspertów zagadnień o których pisze, oraz, że utrzymuje korespondencję z czytelnikami. Przypuszczam, że to refleksje prawdziwego weterana, które King zawarł w swojej powieści.
Nie cytujemy obrazków. Mazak.