Kontynuacja offtopicu z wątku o chińskich myśliwcach szóstej generacji. Zaczęło się od komentarza:
Adamie, gdyby silniki były najważniejsze, to dziś wszyscy gadalibyśmy po "szwabsku", albo mieszkali i pracowali w czworakach u Herr Bauera
.
Na co odpisałem:Niby dlaczego? Niemcy nie mieli żadnego silnikowego wunderfaffe. Może gdyby posiadali odrzutowce w czasie Bitwy o Anglię, albo chociaż wyprzedzili wszystkich o kilka lat i w 1940 latali na sprzęcie który mieli w 1944, kto wie. Ale nie mieli i nie latali. Ich silniki były porównywalne z alianckimi, pod pewnymi względami lepsze, pod innymi znacznie gorsze.Nie przenoszę całych postów, bo mieszają się w nich różne tematy dyskusji, chińskie embarga i amerykańskie rakiety, zainteresowani mogą doczytać. https://il2forum.pl/index.php?topic=21071.msg422182#msg422182
Poniżej tylko odpowiedź na ostatni post as.karo.To że Szkopy, pomimo posiadania gorszego paliwa potrafili zbudować doskonałe silniki lotnicze (przewyższające w okresie 1939-42 wszystkie alianckie konstrukcje), to chyba świadczy o ich kunszcie inżynierskim. Ty tymczasem, zrobiłeś im z tego zarzut.
A co to ma być, zaleta? W kontekście wpływu na wynik wojny, od którego zaczęła się ta dyskusja, "kunszt inżynierski" niewiele zmienia, jeśli jedyne co może uzyskać to wyrównanie osiągów, nadrabiając technicznymi nowinkami problemy w innych dziedzinach. Taki silnik nie jest "
lepszy", ani tym bardziej "
doskonały", jest po prostu "
inny". Obie strony konfliktu miały świetnych inżynierów oraz lepsze i gorsze pomysły. Możemy się na przykład zachwycać kunsztem inżynierskim Napier Sabre, świetny silnik z innowacyjnym systemem zaworów, z dużym potencjałem, ale zanim go w pełni dopracowali wojna była na ukończeniu.
O generacyjnej przewadze technologicznej możemy mówić zestawiając niemieckie silniki i samoloty z tym co mogła wystawić Polska w '39, ale już w czasie Bitwy o Anglię sytuacja zrobiła się dużo bardziej wyrównana. Porównanie najbardziej rozpowszechnionych wersji Merlina i DB601 z tego okresu wygląda tak:

Nawet porównując Merlina na niskooktanowym paliwie (czerwona linia) z DB601 na małej wysokości, gdzie różnica jest największa na jego niekorzyść: to nie jest wielkość, która miała by determinujący wpływ na wynik pojedynczego pojedynku w powietrzu, a co dopiero wynik całej kampanii.
Zdjęcie z książki "The Secret Horsepower Race" Caluma Douglasa. Polecam, bardzo dobrze opisuje różne problemy, z którymi borykali się konstruktorzy silników w poszczególnych krajach konfliktu.
Alianci, jakoś do końca wojny nie potrafili przygotować tak kompleksowego rozwiązania do swoich silników tłokowych, jak choćby Kommandogerät.
Bo nie musieli i nie wiem czy nawet próbowali. Kommandogerat to imponujący sprzęt, zwłaszcza z punktu widzenia interfejsu człowiek-maszyna i ułatwienia obsługi samolotu, ale nie przeceniajmy jego roli. Alianckie samoloty też były zautomatyzowane, miały automatyczną regulację ciśnienia ładowania, skoku śmigła, sterowanie mieszanką, czy chłodnicami. Po prostu nie było to wszystko zebrane w jedną wajchę mocy dla pilota, zostawiając mu możliwość ręcznej kontroli różnych ustawień.
Trochę tak jak później różnica pomiędzy poziomami automatyzacji w radzieckich i zachodnich samolotach z okresu zimnej wojny. Inna filozofia projektowania.
Tyle czasu zajęło mi to dopieszczanie silników, że pierwszą jednostkę na front skierowali dopiero w styczniu 1945r, kiedy już było "po ptakach". Nigdy nie miała ona nawet okazji zmierzyć się z wrogiem... A może oto właśnie chodziło?
Podejrzewam, że piloci Meteorów bardziej niż spotkania z Niemcami w powietrzu obawiali się, że któryś z własnych pilotów weźmie ich za Me 262, lub inne szwabskie Wunderwaffe i padną ofiarą friendly-fire, bo rozpoznawalność Meteorów wśród lotników alianckich była znikoma.
Data oblotu Me 262 z sinikami Jumo to lipiec 1942r. Data oblotu Meteora to marzec 1943r. Dziewięć miesięcy różnicy w warunkach wojny totalnej (która trwała niecałe 6 lat w Europie) to przepaść.
Meteor niewątpliwie był dobrym samolotem, tyle że spóźnił się na wojnę (nie zestrzelił ani jednej wrogiej maszyny). Tymczasem, borykający się z problemami technicznymi i przewagą liczebnościową aliantów w powietrzu, piloci Me 262 strącili ponad 500 maszyn wroga. Gdyby nie idiotyzm wymyślony przez Hitlera - przekształcenie maszyny w bombowiec, tych zestrzeleń byłoby znacznie więcej.
Ojejej, ile błędów i mitów. Dywizjon 616 wykonał w sierpniu 1944 260 operacyjnych lotów na Meteorach, zestrzeliwując kilkanaście bomb V1. Więc nieprawdą jest twierdzenie, że Meteor nie zestrzelił żadnej wrogiej maszyny, a do tego jak widzisz Brytyjczycy mieli odrzutowiec w operacyjnej służbie w podobnym czasie co Niemcy mimo późniejszego oblotu prototypu (komando Nowotny osiągnęło gotowość dopiero w październiku '44, wcześniejsze Erprobungskommando 262 to bardziej jednostka testowa).
Decyzja o nie wysyłaniu Meteorów na front była na poziomie strategicznym, a nie podyktowana problemami technicznymi. W '44 Alianci byli w ofensywie. Przydatność w działaniach ofensywnych samolotu o dobrych osiągach ale małym zasięgu nie była duża. Zapewnienie wsparcia dla zupełnie nowego typu samolotu, serwis, wspomniane ryzyko "friendly fire", a przede wszystkim użycie nowych technologii i obawa przed wpadnięciem samolotu w ręce Niemców, to wszystko opóźniało datę wysłania Meteorów na kontynent.
Różnica taka, że Alianci mogli sobie pozwolić na takie podejście w '44, a Niemcy w desperacji wdrażali na froncie coś co nie było jeszcze gotowe. O ile pamiętam Frank Whittle (albo ktoś inny) podsumował to tak, że gdyby brytyjskie ministerstwo miało tak samo niskie wymagania dotyczące niezawodności silników odrzutowych jak ich niemiecki odpowiednik, to samoloty odrzutowe latały by w Wielkiej Brytanii o wiele wcześniej.
Oczywiście kosztem większych strat w sprzęcie i ludziach.
Z mitem, że to Hitler opóźnił Me 262 wymyślając sobie bomby rozprawił się Chris z Military Aviation History, więcej nie muszę dodawać:
https://www.youtube.com/watch?v=SDYHd1PuR5U