O, właśnie.
Nie jestem tu po to, żeby kogokolwiek - a już na pewno ludzi światłych i oczytanych - oświecać. Wdepłem tu tylko gościnnie, aby w toczącej się akurat dyskusji przypomnieć kilka faktów; ale, jak widać, w rzeczowych dyskusjach nie wolno powiedzieć za mało.
Pytanie zadane przez kol. Moderatora niesie ze sobą głębszą treść, niż można by z początku sądzić; trzeba jednak przyznać, że jego podmiot wybrany został bardzo dobrze. Bo jak tu przecież polemizować z faktem, że maszyna latająca - bez względu na to, czy z człowiekiem na pokładzie, czy nie - w zasadzie powinna posiadać jakieś powierzchnie sterowe; powierzchnie te powinny zaś posiadać taki czy inny zakres możliwej zmiany położenia, a zmiana ta musi byś jakimś urządzeniem wywołana. I jeszcze kontrolowana na dodatek. I tak się dzieje przecież w maszynach obecnie latających, z całkiem niezłą skutecznością.
Ale czy tak musi być? Czy układ sterowania - pomijając kwestię "wypracowania decyzji" - absolutnie musi działać tak, jak działa teraz? Przecież układ taki (proszę podejść do dalszych słów z odrobiną rezerwy i wyrozumiałości) nie musi działać super płynnie, ani nawet super precyzyjnie. Mógłby na przykład działać skokowo. Czemu nie? Ja wiem, że to abstrakcja, ale skupmy się tylko na wpływie obecności człowieka - samolotowi "bezzałogowemu" nie jest przecież potrzebny komfort płynnego lotu; nie straci orientacji, gdy nim coś silniej zabuja; ani też nie musi uważać na silne dodatnie przeciążenia zaraz po ujemnych - przytomności przecież nie straci.
Oczywiście jest wiele innych powodów, nie związanych z "żywym ładunkiem", dla których układy sterowania jeszcze długo będą działać, a co za tym idzie również wyglądać dokładnie tak, jak teraz. Ale w innych miejscach można już zdecydowanie bardziej "popuścić wodze fantazji".
Po skrajnościach najłatwiej, więc zaczniemy z grubej rury: podwozie. Tak naprawdę po co komu? Jeśli maszyna będzie zdolna wytrzymać znacznie większe obciążenia (a mechanicznie to przecież żaden problem), a na dodatek nie musi wracać na ziemię "w konfiguracji poziomej" (bądźmy szczerzy - fanaberia tylko i wyłącznie spowodowana obecnością ludzia), bez trudu można "wynaleźć" setki sposobów, które pozwolą "sprowadzić się" w sposób może nieco bardziej brutalny, ale równie skuteczny, co dmuchane azotem baloniki z gumy.
Idąc dalej tą ścieżką - czy koniecznie przed lądowaniem trzeba zwalniać maszynę do tak nieżyciowo niskich prędkości? Teraz tak - kwestia precyzji i płynności samego lądowania, ograniczenie długości pasa (tu znów głównie z powodu dopuszczalnych obciążeń, ale i wytrzymałości mechanicznej - jak się okazuje niekoniecznie niezbędnego - ogumienia!), itd., itp.
Zmiana kategorii. Nikt nie zaprzecza, że radar powinien być "gdzieś z przodu". Ale czy koniecznie w wielkim, grubym nosie? Czy koniecznie w jednym kawałku? Jednego wielkiego radara ciężko chłodzić, ale kilka mniejszych?... A do tego korzyści z większego pola obserwacji, może "stereoskopia" jakaś, Bóg wie, co jeszcze...
Może teraz chłodzenie? Proszę bardzo: nie trzeba chłodzić powietrza. Wydawałoby się oczywiste, prawda? To teraz pytanie ile waży na takim samolocie aparatura do chłodzenia powietrza własnie? Nie mówiąc już o tym, ile zajmuje miejsca... A "agregaty" można chłodzić cieczą (wiem, nie musi wyjść lżej, ale może; na pewno będzie wydajniejsze) lub "powietrzem otoczenia" - dużo łatwiej niż przygotowywanym "sztucznie". I energetycznie oszczędniej.
Dobra, nie jestem dobry w "wymyślaniu nowej rzeczywistości", ale chyba przynajmniej niektórzy na pewno będą w stanie przytoczyć całe tony innych przykładów. Oczywiście nie wszystkie będą tak radykalne, nie wszystkie też przyniosą jednoznaczne korzyści. Na przykład zmiana architektury oprogramowania, pomijająca całkowicie przetwarzanie danych "w kierunku" prezentacji pilotowi, może nie spowoduje drastycznego spadku masy, ale może przyspieszyć działanie; a przy okazji zmniejszyć zapotrzebowanie na prunt i chłodzonko.
Statki powietrzne takie, jakie znamy, pełne są rozwiązań, układów, mechanizmów stworzonych tak a nie inaczej tylko dlatego, że ZAWSZE projektowano je tak, aby były w stanie bezpiecznie, a czasem nawet komfortowo, przewieźć człowieka. A na dodatek w sposób dokładnie taki, jaki on sobie zażyczy. I żaden z nas nie jest w stanie wskazać znaczącej liczby tych, które można "poprawić". Nawet ludzie bezpośrednio zaangażowani w proces konstrukcyjny często nie są świadomi, jak wiele razy podejmują takie a nie inne decyzje właśnie dlatego, że "tak zawsze było". I to jest ten zasadniczy problem. I jeszcze długo się on nie rozwiąże.
A najgorsze jest to, że w tym "rozwiązywaniu" nie bardzo można mu pomóc. No chyba żeby wziąć taki zespół ludzi, którzy o konstruowaniu wiedzą wszystko, ale zgoła nic o samolotach. I dać im nieograniczone fundusze, i wymagać tylko postępów, a nie wyników. Ech... pomarzyć zawsze warto...
I w zasadzie tyle tego jeśli chodzi o mnie. Jeśli za mocno wtrąciłem się w nie moją przecież dyskusję - przepraszam najmocniej. Chciałem dobrze - wyszło jak zawsze.
Miłej dyskusji
