Jeśli nie daj boże by spadł jakis na terytorium naszego kraju to żadne napisy by mu nie pomogły bo ludzie by się zebrali wokoło , kiwali głowami i czekali na widowisko pt. coś wybuchnie a pilot żywcem się upiecze. No chyba że w okolicy byłby jakiś pasjonat lotnictwa, ale ci najczęściej nie potrzebują napisów po polsku.
Następnie by ustawiono krzyż w miejscu jego męczeńskiej śmierci, przy zbiórce pieniędzy na niego zrobiono by 3 wałki, a ksiądz przez 4 niedziele robiłby kwestę na rodzinę zabitego , po czym pieniązki by równiez zniknęły.