Krytykowanie zupełne polskich decydentów za stan polskiego lotnictwa we wrześniu 1939 nie można. I mam wrażenie, bez urazy, że kolega Akhenaten patrzy na to z perspektywy 60 lat, gdzie wszystko wiadomo co nas wtedy czekało itp..
Nie sądzę, żeby polityka ówczesnego polskiego dowództwa nie mogła być inna nawet bez dzisiejszej wiedzy. Przecież pewne informacje były ogólnie dostępne dla władz (pomijam szerokie kręgi społeczeństwa) a poza tym był też polski wywiad. W koncu rozpracowaliśmy Enigmę więc plany "Blitzkriegu" i zbrojenia Niemiec nie były chyba dla sanacji jakąś nieprzeniknioną tajemnicą.
A że patrzyliśmy się głównie na Francję i Wielką Brytanię to trudno się dziwić, że szybki dolnopłat nie był widziany jako 100% klucz do sukcesu. Przecież Mitchell zaprojektował Spita, gdy zobaczył jak się w Niemczech rozwija lotnictwo myśliwskie!

Przecież chyba nietrudno było zauważyć, ze dolnopłaty lataja prawie dwa razy szybciej od pezetelek. Chyba, że nie miano odpowienich silników do nich i dlatego z braku laku trzymano w linii stare samoloty.
Oczywiście, że mogło być lepiej i decydenci też swoją cegiełkę do słabego stanu polskiego lotnictwa w 1939 dołożyli. Ale Rydza bym od czci zupełnie i wiary nie odsądzał i byłbym ostrożny, albowiem gros tego, co jest o nim napisane było spisane za PRLu, kiedy to szczególnie się nad nim pastwiono. Często niesłusznie.
Nie chodzi tylko o Rydza a raczej o to, ze cały system kadrowy w WP był przez sanację spartolony! Przecież po zamachu majowym Piłsudski zrobił czystkę w wojsku i na kluczowe stanowiska postawił swoich przydupasów. A kim oni byli? Jego kumplami z "PIERWSZEJ KADROWEJ", czyli nie profesjonalnymi oficerami tylko samoukami, kórzy dowodzili co najwyzej batalionem. Ich umiejętności były wobec tego marne a perspektywicznej wizji modernizacji wojska raczej nie byli w stanie wymyślić jako zbyt ograniczeni. Potwierdza to zresztą ich dowodzenie w kampanii wrześniowej.
Nie podzielam poglądu jakoby w 1942 roku Polska byłaby nie wiadomo jak silna, bo już były plany... już były projekty... Fakt jest faktem, że lotnictwo nasze było w lesie, bo się je zaniedbało.
Ale nawet ta cała broń wymieniona okazała się taka wspaniała... to nadal łączność była u nas na poziomie pierwszo wojennym. Nadal nie mieliśmy wypracowanej nowoczesnej metody walki zarówno z użyciem broni pancernej jak i lotnictwa. Nadal podstawową siłą zarówno uderzeniową jak i obronną była piechota i okopy. A świat by na nas nie czekał i też by szedł naprzód nawet bez wojny.
Zgadza się. Z bazą przemyslową typu COP w powijakach Polska nigdy nie mogłaby dogonić do 1942 roku w możliwosciach produkcyjnych Niemiec i ZSRR. Z nowoczesnoscią sprzętu też nie byłoby rożowo moim zdaniem. Do 1942 WP mogłoby co najwyżej:
- pozbyć się wiekszosci tankietek i wyposażyć wojska motorowe w czołgi 7TP.
- w lotnictwie chyba tylko kupić MS-406 i Hurricane'y w zamian za pezetelki i zbudować więcej Łosi (może uzbierałaby się ich setka z kawałkiem ?).
- kupić trochę ppanc. i plot. Boforsów kal. 40 mm i UR-ów
- zbudować ze dwa nowe niszczyciele i moze jakieś okręty podwodne
Dalej jednak prawie cały transport operałby się na koniach a łączność na konnych gońcach. Tyle ze wrogowie też nie zasypywaliby gruszek w popiele. Jak miałyby się 7TP do T-34 i PzKfwg.IV ? A MS-406 do FW-190A4 lub La-5FN? Działka ppanc i UR-y też nie poradziłyby sobie z pancerzem nowych czołgów III Rzeszy i ZSRR wiec wrócilibyśmy do punktu wyjścia.
Dodać do tego warto to, o czym już było powyżej, tzn. do końca roku 1938 nadal nie było pewne, że Niemcy będą wobec nas wrogie. Tak jak pisaliście, zachęcano nas do wspólnego paktu. W moim przekonaniu największy błąd popełnili właśnie politycy odpowiedzialni za politykę zagraniczną. A nie Rayski czy kto tam. Trwanie w głupim uporze przy jednoznacznych sygnałach z Francji i Wielkiej Brytanii, że nam nie pomogą w razie konfliktu z Niemcami było mocno nierozsądne. Podobnie wojowanie ze wszystkimi do okoła. Czechosłowacja, Litwa? Przykro to przyznać, ale zdecydowanie lepsze oparcie dawał Hitler w tamtym czasie niż ktokolwiek inny. I trzeba było schować dumę narodową do kieszeni, a nie chełpić się i prężyć na niewiadomo kogo przed WSZYSTKIMI sąsiadami.
Też sie zgadza. Beck chyba nie był aż takim kretynem, żeby nie znać faktycznego polskiego potencjału naprzeciwko Niemiec i ZSRR, no chyba, że go ktoś specjalnie kiwał. W koncu co takiego chciał Hitler? Aneksji Gdańska, w którym i tak Polaków było tylko 5% ludności a port w Gdyni doskonale zastępował gdanski i eksterytorialnej autostrady, ktora podobno odcięłaby Polske od morza - kiepski żart. W zamian oferował otwarcie niemieckiego i gdańskeigo rynku zbytu (koniec wojen celnych i coś w rodzaju KNU) co dla polskiej gospodarki byłoby nad wyraz korzystne a ponadto członkostwo w pakcie antykominternowskim na prawie równych zasadach - a wtedy Polska mogłaby faktycznie mówić, ze jest mocarstwem bo w tym klubie były Niemcy, Włochy i Japonia a ponadto miałaby bardziej realne gwarancje bezpieczeństwa przeciwko ZSRR. Dodatkowo krążyły pogłoski, ze Hitler zgodziłby się na przyłaczenie do Polski obok malutniego Zaolzia także Rutheni (a więc zrobienie Czechom totalnego striptizu) oraz Litwy z jej bałtyckimi portami (czyli "zagojenie rany, która przez tyle lat krwawi" jak to subtelnie ujmowała wtedy sanacyjna propaganda).
Ale Beck wolał księżycowe gwarancje Edena! Przecież rzut oka wystarczał aby stwierdzić, że one są bez pokrycia. Anglia nie miała żadnej armii lądowej, żeby pomóc Polsce w razie czego a Francja właśnie ukryła się za linią Maginota! W dodatku takie "gwarancje" rozsierdziły Hitera i pchnęły go do sojuszu ze Stalinem. A co były warte te "gwarancje" to przekonalismy się jeszcze przed wybuchem wojny! Tekst paktu Ribbentrop-Mołotow był znany USA i Anglii jeszcze tego samego dnia gdy został podpisany! I co, ostrzegli swojego polskiego "sojusznika"? Raczej nie i tym samym skazali go na zagładę. Te "gwarancje" były potrzebne Zachodowi tylko po to, żeby skierować agresję Hitera na wschód!
Jeszcze Szwecja, Wielka Brytania do spółki z Niemcami i częściowo Indie.
Tylko, że silnik i uzbrojenie w Gripenie nie są szwedzkie tylko amerykańskie, Anglia i Niemcy
do spólki a nie samodzielnie a indyjski LCA to już 30 lat klepią i końca nie widać.
....gdy francuska firma Gnome-Rhone zaofiarowała nam swój silnik K.14 do budowy prototypu, chętnie skorzystalismy z tego i zbudowaliśmy prototyp typ P.24. [...] Ponieważ zorganizowanie krajowej produkcji silników według nowej licencji jest sprawą wymagającą wielomilionowego nakładu pieniężnego a przedewszystkiem i okresu czasu sięgającego od 1,5 do 2-ch lat, przeto zainteresowanie lotnictwa polskiego dla typu P.24 ogranicza się do niewielkiej ilośći płatowców wyposażonych w silniki zakupione zagranicą, gdyż sprzeciwia się to stosowanej zwykle zasadzie użytkowania wyłącznie sprzetu całkowicie krajowej produkcji [...].
szef Departamentu
wz. inż. Abczyński, pułkownik
P.24 oblatano w 1934 roku więc kupienie wtedy licencji mocnych silników nawet za taką kasę i z dwuletnią perspektywą wdrożenia by się opłacało. Jeśli Angole nie chcieli nam sprzedać nic lepszego to była to nasza jedyna szansa (no chyba ze "Wuj Adi" zgodziłby się nam wtedy sprzedać licencję na DB-601 ale szczerze wątpię!). W 1936 roku moglibyśmy zacząć seryjnie klepać dla siebie te myśliwce jako zamianę za P.11 i P.7 i ewentualnie usprawniać G-R K14fs. Mogły one być gotowym napędem nowych dolnopłatowych myśliwców "na rok 1942". Do 1939 roku byśmy jak mniemam zdążyli.
Przecież ten silnik miał prawie dwa razy wiekszą moc niż klamoty typu Mercury, które we wrześniu roku pamiętnego osiągały moc 500 KM, chyba tylko jak mechanik dodatkowo kręcił zdrowo korbą.
