Na co dzień mam do czynienia z naszymi śmigami (Mi-8 i Mi-17) i gdyby na ich zielonych kadłubach szachownice byłyby np. w kolorze czarnym byłyby prawie zupełnie niewidoczne.
Taki mały "eksperyment" czyli:
- stan obecny
- wariant "przedwojenny" tj usunięcie białego i lekkie przyciemnienie czerwonego
- szachownica w wersji czarnej.

Od razu powiem, że nie uważam tego za jakiś wielki problem i zapewne w większości przypadków zastosowanie lub nie znaku low-vis nie ma większego (lub żadnego) znaczenia. Jednak po coś wiele państwa stosuje znaki w tej formie i przynajmniej w części są to kraje gdzie kwestie kamuflażu (różnego nie tylko lotniczego) podlegają jakimś sensownym badaniom (u nas zawsze to była w dużej mierze kwestia przypadkowości - choć oczywiście nie wszędzie) i jednak znaki w formie czarnej (szarej) lub znaki kolorowe, ale o kolorach ze zmniejszonym nasyceniem są stosowane powszechnie. Trudno uznać to tylko i wyłącznie za objaw "mody".
A jak już mowa co się komuś "podoba" to mnie akurat stonowane znaki rozpoznawcze nie przeszkadzają, a wręcz bardziej mi się podobają od tych "bijących po oczach". Zawsze byłem zdania, że jak się coś nie musi koniecznie demaskować to niech się nie demaskuje (bo po co?). Dlatego wspomniane przez Toya kolorowe flagi z rękawów odpruwałem od razu po pobraniu munduru (nie było wtedy jeszcze ani "rzepów", ani ciemnych wersji flag), który przeznaczałem do zajęć w polu (pozostawiałem je tylko na tym w którym trzymałem służby).
Jeżeli więc zastosowanie lotniczych znaków rozpoznawczych o zmniejszonej widzialności w razie czego miałoby uchronić przed zniszczeniem choć jeden śmigłowiec (i oczywiście jego załogę) to jakoś nie znajduje żadnego argumentu na ich niestosowanie. I żadni heraldycy czy inne "czarownice" raczej mnie nie przekonają, że jest inaczej bo nie dysponują argumentem równoważnym.
Oczywiście są sytuacje (działania) gdzie są konieczne wyraźne i czytelne znaki rozpoznawcze (przykładem skrajnym są tutaj np. niektóre misje ONZ gdzie "demaskowanie" ludzi i sprzętu jest całkowicie zamierzone) gdy występuje np. problemy z właściwą identyfikacją. Dlatego
moim osobistym zdaniem najlepszym wyjściem byłoby posiadać opracowane i unormowane 2-3 formy znaków rozpoznawczych (np. biało-czerwona, czarna i "morskie" odcienie szarości), które można by stosować w miarę potrzeb. Ale te potrzeby określaliby użytkownicy (w rozumieniu np. dowódców wojskowych odpowiedniego szczebla dowodzący operacjami), a nie jakieś komisje zza biurek i to jeszcze złożone z ludzi o działaniach armii nie mających zwykle kompletnie pojęcia.
Reasumując uważam, że posiadanie wariantu (wariantów?) unormowanych znaków low-vis
niczemu nie szkodzi, nawet jak takowe byłyby stosowane sporadyczne (np. w jakiś "operacjach specjalnych"), natomiast ich nieposiadanie tylko z powodów oporów jakiś heraldyków czy z powodów "podobania się", w sytuacji gdy może zajść potrzeba ich użycia to głupota.