Nadmienie tylko iż w najczarniejszych czasach lufftwaffe , najniższy stosunek zestrzelen do strat wynosił 7 do 1, tak więc albo niemiecki sprzęt kilka latek bardziej zaawansowany albo ich piloci byli o niebo lepsi. Osobiście uważam iż jedno i drugie.
Zgadzam sie w 100% z jednym i drugim. Już kilka lat po Traktacie Wersalskim, kiedy Niemcom zabroniono posiadania i produkowania prawie wszystkiego co lata, pływa, jeździ i strzela, zaczęli obchodzić ten problem z iście teutońską pomysłowością i konsekwencją.
Szybownictwo stało się sportem narodowym i to do tego sportem dla mas. Rozwijało się lotnictwo komunikacyjne, a piloci i nawigatorzy tych maszyn w wielu przypadkach musieli (aby odowodnić swoją przydatność do przewożenia pasażerów

) dolecieć do wyznaczonego punktu nawigacyjnego i tam z dokładnością do paru metrów zrzucić kilka betonowych bomb ćwiczebnych (pewnie żeby precyzyjnie dostarczać pocztę na zadupia

). Potem, kiedy szalony Adi doszedł do władzy, Niemcy de facto już mieli ogromne ilości doskonale wyszkolonego personelu tak latającego jak i naziemnego, a ich inżynierowie-konstruktorzy (którzy przez lata "zabronione" nadal pracowali w zawodzie, tyle że w Holandii, Szwecji, no i oczywiście u kufajów) teraz wrócili i szybciutko opracowywali i wdrażali do produkcji latadła, o jakich się innym nie śniło. Potem jeszcze poligonik na hiszpańskim niebie i gotowe.
W krajach napadniętych przez III Rzeszę pilotów zawodowych było mało, a resztę szkolono ad hoc, co nie przynosiło podniecających rezultatów. I tu jeszcze raz pozwolę sobie wyrazić swój niesmak w stosunku do brytoli - gdyby nie piloci cudzoziemscy (mówię nie tylko o naszych, ale o Czechach, Norwegach, Francuzach i wielu innych) to oni by BoB przerżnęli - wystarczy popatrzeć, ile samolotów straciła Luftwaffe w BoB i ile z nich "padło z ręki" nie-brytyjczyka. A oni zawsze z dumą mówią, że walczyli "sami" i odparli przeważające siły wroga (jak Gustlik kompanię Waffen SS w jednym z odcinków 4panc&sobaka

).
To prawda, że walczyli dzielnie, ale tak naprawdę byli, jak to trafnie ujął Schmeisser,
odstrzeliwani przez doświadczonych pilotów Luftwaffe latajacych na bardziej zaawnsowanym technicznie sprzęcie.
Mam na koniec pytanie do osób wiedzących dużo na temat realizmu we flight simach - dałem sobie spokój z Olotrixem i wróciłem do kokpitu Suki. Piszę wróciłem, gdyż gram w różne wersje tej gry od słynnego DOS-owego Su-27 Flanker - ale, czy warto?
Czy znowu nie ma tak, że jakieś maszyny/rakiety/działka/radary są uber a jakieś są znowu niedomodelowane? Czy może jest to prawdziwy SIM, gdzie wszystko (oczywiście w rozsądnych granicach dobrej gry komputerowej) jest mniej więcej odwzorowane zgodnie z rzeczywistością? Byłbym wdzięczny za odpowiedź
Pozdrawiam
V_Frycu