I następne moje pytanie: szukają osób z wyższym wykształceniem między 25-30 rokiem życia. ... ale czy oby nie za "stare" osoby są szkolone ?
Są za stare! Nie wiem o co w tym nowym systemie chodzi? Pomimo, że przez okres gdy pracowałem w armii (20 lat) naoglądałem się wielu różnych, durnych pomysłów - to ten bije wiele z nich na głowę! Kto wpadł na pomysł szkolenia ludzi w tym wieku?
Zawsze mi się wydawało, że latanie myśliwcem to domena ludzi młodych - wiadomo refleks, zdrowie, odporność organizmu itd. Moim zdaniem pilot powinien rozpoczynać szkolenie "na szybkim" w wieku 20 lat i ukończyć je najpóźniej w wieku 25 lat (mam na myśli szkolenie wstępne i potem dalsze szkolenie w eskadrach) - w tym wieku (najpóźniej) powinien stać się wszechstronnie wyszkolonym pilotem - takim, który może realizować większość zadań.
Po dalszym - około 10-letnim okresie służby należałoby podjąć decyzję co do jego dalszego losu, w zależności od wykazanych predyspozycji:
1.
Ma predyspozycje dowódcze -> Zostaje dowódcą i awansuje dalej "po linii dowodzenia".
2.
Ma predyspozycje "pedagogiczne" -> Zostaje instruktorem i szkoli "młodych".
3.
Nie nadaje się do dwóch powyższych -> Zostaje przekwalifikowany na inny typ samolotu, tam gdzie nie są wymagane takie wysokie normy zdrowotne itd. Jednocześnie jest to ekonomiczne bo facet (kobieta ?!) ma już doświadczenie w powietrzu i większość aspektów szkolenia odpada.
Taka metoda daje wg mnie możliwość racjonalnego gospodarowania "zasobami ludzkimi" i pieniędzmi podatników - szkolenie przecież jest baaaardzo drogie. I tu parę uwag:
1. Co do wymogu angielskiego - to zrozumiałe i kandydat powiniemn takie umiejętności posiadać przed rozpoczęciem szkolenia.
2. Jeżeli chodzi o wymóg wyższego wykształcenia przed rozpoczęciem szkolenia to kompletna bzdura bo powoduje przesunięcie procesu szkolenia o kilka lat. Przecież można zrobić to równolegle - jak już wojsko nie chce tego robić, to zawsze można wysłać "delikwenta" na zaoczne studia i dopiero po ich ukończeniu awansować na oficera (ups ... to tzn. "kandydata na oficera" - czyli podporucznika

) - a do tego czasu facet już lata praktycznie i się szkoli, a że jako "podchorąży" - czy jak ten nowy twór będzie nazwany - to nie ma znaczenia. To tylko kwestia wrzucenia tego w siatkę płac w odpowiednim miejscu - jest to tylko papier więc "przyjmie wszystko".
Dla mnie to kompletna bzdura z tym wymogiem wykształcenia - ktoś tu szuka pozornych oszczędności. Rozumiem, że przy szkoleniu oficera wojsk lądowych tak wymyślili - 12 miesięcy szkolenia po cywilnych studiach. No daje to jakieś oszczędności - nie trzeba zakwaterowania, wyżywienia, opłacania wykładowców itd. przez 3-4 lata. Natomiast w przypadku pilota myśliwca - przy kosztach szkolenia sięgających milionów dolarów to kompletna głupota i pozorne oszczędności. Skrócenie okresu akrywnego latania o te 3-4 lata znacznie więcej kosztuje, niż utrzymywanie statusu szkoły wyższej, czy wysłanie (za pieniądze armii) takiego gościa na cywilne studia zaoczne.