Generalnie pilotom na ich własnym typie zdarza się to rzadko, można by powiedzieć prwie wcale. Jednak największej pokory uczy An-2, wielu z "szybkich" po jakimś czasie nerwowo zaczyna się rozglądać po kabinie szukając metalowego odbijacza fal radiowych, namiastki systemu aktywnej odpowiedzi, by "Antek" był widoczny na ekranach radarów, innymi słowy mówiąc chodzi tu o metalowe wiadro.
Dzieje się tak ponieważ wspomniana maszyna podatna jest bardziej na turbulencje, a jego pasażerowie nie dzierżą w garści drążka, przyjmując postać normalnego worka.
Innego rodzaju problem występuje dosłownie i w przenośni na drugim końcu, osobiście znam dwa przypadki, kiedy zespół biegowo-siedzeniowy dopadał w najmniej odpowiednim momencie np. nad morzem. Dzielny lotnik wytrzymał prawie do samego końca, jednak prawie to ogromna różnica i niestety musiał się przebierać gdzieś na boku. Jednak to są wypadki losowe.
W zasadzie, jeżeli nie ma problemów z układem pokarmowym, pilotowi na jego typie (lub podobnym) nie przydarzają się tego typu wypadki.
Ostatnio gościem który "ulał" był dość znany fotograf lotniczy, upaprała się dziecinka

, ale zdjęcia porobił.