Czy dziennikarz pisze to co chce i co uważa? Oczywiście, że tak. Ja tylko raz spotkałem się z przypadkiem kneblowania dziennikarza, tzn. tropił on lokalne afery (dzięki jego artykułom pracę straciło dwóch prokuratorów, a pięciu członków dawnego zarządu miasta ma zarzuty prokuratorskie), i tak się stało dziwnym trafem, że stracił pracę. W sumie wyszło na jego tzn. trafił do innej gazety, a "brudy" przez niego wyciągnięte pokazywano też w telewizjach ogólnopolskich. Większy nacisk na dziennikarzy czy wydawców mają na poziomie lokalnym miejscowi politycy. Mnie też straszył wiceprezydent miasta, że jak się moi dziennikarze nie uspokoją to pożałuję itp itd. Niestety to nie odosobniony przypadek.
Generalnie jednak dziennikarz pisze (u nas) to co uważa, tzn. ja w to ingeruję i kontroluję, żeby nie było przegmy w jakąś stronę. No bo jak w relacji z sesji Rady Miejskiej wypowiada się dwóch radnych opozycji, którzy jadą po jakiejś uchwale jak po łysej kobyle przez 3/4 tekstu, a później się okazuje, że większością głosów ona przeszła to znaczy, że coś jest nie w porządku . Dziennikarz nie zachował obiektywizmu - przeciwnicy są w mniejszości, a przez ogromną większość tekstu przedstawiane są tylko ich komentarze. Jeśli dziennikarz twierdzi, że ta uchwała jest zła, to powinien napisać to w komentarzu, a nie w tekście. (komentarz zawsze powinien być wydzielony, ale np. w takim Fakcie teksty nie są opisywaniem faktów tylko stały się komentarzami, ale to celowa polityka)
Dziennikarz pisze oczywiście po uzgodnieniu z wydawcą, redaktorem czy jaka tam będzie to funkcja. Ale raczej uzgodnienia dotyczą sposobu podejścia do tematu: kto powinien się wypowiedzieć, co powinniśmy w danym tekście przypomnieć, na co zwrócić szczególną uwagę, jak to zilustrować. Jak się dobiorą fachowcy rozumiejący choć trochę co to jest odpowiedzialność za słowo to efekt jest ok. A jak się obiorą nakręcacze to już gorzej. No i tu dochodzimy do pytania o genezę bzdury.
Bzdura, moim skromnym zdaniem, początek ma w wyścigu, lenistwie, chęci zysku lub w głupocie (albo w różnej zmiksowanej konfiguracji). Przykłady będą gatunkowo lekkie.
Przykład jeden z serii co by tu sobie nakręcić i dobrze sprzedać (tu u podstawy leży zła wola). Moja gazeta opisuje, krótko, że Straż Graniczna zatrzymała obywatela Iraku w wiosce pod Ustką. Koleś żył tam z kobietą od lat, tyle, że przebywał u nas nielegalnie. U nas na tym się kończy. Ale rano redaktor z pewnej rozgłośni bierze gazetę do ręki i myśli, jakby to sprzedać, żeby mu to wzięli do rozgłośni ogólnopolskiej (skracam tu trochę tę drogę). No i sobie kombinuje, że z tej wioski do poligonu w Wicku Morskim to jest parę kilosów, a tak w sumie to będzie kilkaset metrów, a w sumie wychodzi, że zaraz miał to za chałupą.... Irakijczyk plus poligon NATO... Co poszło w Polskę to już możecie się domyślić. Zrobiła się sensacja, a ten Irakijczyk i jego bliscy mediów mile nie wspominają.
Przykład drugi z serii lenistwo. Koleś z radia wstaje rano i ma zrobić relację z Ustki z bicia rekordu G w gotowaniu zupy rybnej. Nie chce mu się za bardzo do tej Ustki jechać. Więc relację robi sobie z domu. Tylko mu się zapomniało o jaką zupę chodzi. I zamiast zupy rybnej mówi o zupie pomidorowej. I brnie w to dalej, podaje ile pomidorów kucharze zużyli, ile żeberek itp itd. Ksywa kolesia od tej pory - pomidor. Ksywa mediów u organizatorów - kłamcy.
Przykład trzeci wynikający z chęci przebicia się. Parę lat temu w Ustce morze wyrzuciło na brzeg trochę mazutu. W telewizji wyglądało to tak jakby rozbił się tam Exxon Valdez. Gdyby powiedzieli, że tak dwie kupki mazutu leża na plaży nikt by im tego nie wziął. A tak informacja poszła w Polskę. (Oczywiście władze Ustki dostały szału) I tu się zaczyna inna schiza typowa dla mediów tzn. częste równanie w dół i owczy pęd. Przykład będzie wymyślony, ale o tego często niestety dochodzi. Jedno z mediów (najczęściej radio, albo telewizja, bo tam nieścisłości albo jawne przekłamania trwają tylko ile trwa materiał, a w gazecie jak coś jest wydrukowane to wyprzeć się ciężko) podaje, że np. ratusz w Słupsku się wali. Sensacja pokazywali w Teleekspresie, w radiu mówią, szum. Przybiega wydawca i krzyczy, że trzeba to pisać, bo jutro wszyscy będą to mieli. Jak się człowiek za sprawę zabiera to się okazuje, że się nie wali tylko jedna ściana pęka, a właściwie to nie ściana tylko tynk pęka bo piętro wyżej potańcówka była. No ale tv sprzedali to tak, że dołożyli, że ratusz na bagnach stoi, że obok droga krajowa jest i tylko czekać jak to wszystko runie. No i teraz zaczyna się myślenie. Konkurencja na rynku ogromna. Jutro dwie gazety napiszą, że się wali, a my jedni jedynie jak te głupki w obronie prawdy stać będziemy tyle, że nas nikt nie kupi, a przecież ludzie o tej bzdurze gadać będą. No i tu jest dylemat. Czasu mało, a decydować trzeba - pisać prawdę, pisać prawdę na pograniczu, czy koloryzować. Po paru takich akcjach model działania został wypracowany tzn. solidarnie olewamy takie niusy, ale dość długo było tak, że wszystko to funkcjonowało na zasadzie owczego pędu.
Jeśli chodzi o prawdę obiektywną to trudno o nią. Każdy ma swoje sympatie polityczne, różne doświadczeni życiowe i to wszystko w jakiś tam sposób rzutuje. Nie ma co ukrywać do mediów trafiają też ludzi przypadkowi, niezrównoważeni, sensaci, pazerni itp. Mimo to akcje takie jak podałem w przykładach wyżej stanowią drobny ułamek naszej codziennej pracy. Ułamek ten jednak wyrabia opinię.
Trochę chaotyczne to wszystko co pisałem, ale dopiero idę kawę wypić