Posiłkując się ostatnim numerem "Militariów" odpowiem, że była to załoga Czarnej Wdowy z 548 NFS w składzie Lt. A. Shepherd i Lt. A. Schulenberger, która 9 czerwca 1945 roku zestrzeliła uszkodzoną Superfortecę. Samolot ten, tuż przed zrzutem bomb nad celem, otrzymał trafienie pociskiem przeciwlotniczym, który zabił pierwszego pilota i zablokował drzwi komory bombowej. Maszynę doprowadził z powrotem nad Iwo Jimę drugi pilot, gdzie po włączeniu autopilota załoga opuściła samolot. Aby zniwelować zagrożenie piloci otrzymali rozkaz dobicia bombowca.
Mnie zastanawia inna rzecz, mianowicie albo chłopaki tego dnia byli lekko niedysponowani albo B-29 rzeczywiście był potwornie odporną maszyną.
W artykule bowiem czytamy dalej, że Shepherd wystrzelił z minimalnego dystansu 564 pociski 12,7 mm i 320 pocisków 20 mm zanim B-29 raczył w końcu spaść do oceanu.
Wiemy przecież, że Japończycy wybierali się na spotkanie z nimi w np. takim Tojo (2 x 7,92 i 2 x 12,7) i zdarzało się im odnosić sukcesy bez uciekania się do czynu ostatecznego czyli tarana.
Czemu tego dnia piloci Wdowy potrzebowali aż tylu pocisków pozostaje dla mnie zagadką.