Amerykańska ekspedycja wylądowała na Marsie. Lądownik jeszcze nie ostygł, aż tu zbiegli się Marsjanie i bzyk, bzyk - zaspawali właz. Astronauci w szoku, ale że mieli awaryjne wyjście, to wprawdzie z kłopotami, ale jakoś zeszli na powierzchnię. Pytają gospodarzy, co się dzieje.
- To taki test, który robimy wszystkim przyjezdnym - usłyszeli w odpowiedzi. Ale przed wami byli tu Polacy i poradzili sobie z wyjściem o wiele szybciej i jeszcze prezenty przywieźli...
Szok kompletny.
- Polacy? Przed nami? i jeszcze prezenty... Co za prezenty?
- Zapomnieliśmy, jak to się nazywa - odpowiedzieli gospodarze. - Wpierdol, czy jakoś tak, ale wszyscy dostali.....
W pewnym państwie rząd ogłosił konkurs na budowę samolotu myśliwsko - bombowego. Podano założenia (wymagana szybkość, pułap, udźwig i takie tam). Największa z firm przystąpiła do konkursu. W rekordowym czasie zaprojektowali samolot, spełniający te wymagania i zbudowali od razu trzy prototypy dla prób w locie.
Pierwszy prototyp wystartował. Pilot daje czadu. Leci coraz szybciej i wszystko jak na razie gra. Zbliża się do 1M, aż tu skrzydła trzask... odleciały. Pilot się szczęśliwie katapultował.
Komisja przeprowadziła śledztwo i stwierdziła, że łączenia kadłuba ze skrzydłami były za słabe.
W drugim prototypie wzmocniono to, co było słabe i start. Wszystko OK, samolot zbliża się do 1M i jak wyżej - skrzydła trzask... poleciały sobie, a kadłub sobie.
Inżynierowie wpadli w panikę bo termin zakończenia konkursu tuż tuż, a wzmacniać już nie można, bo konstrukcja będzie za ciężka i z wymaganych parametrów nici. Komputery się grzeją, projektanci już w ogóle nie wracają do domu, jednym słowem pełna mobilizacja, ale nic się nie da wykombinować.
Pracował tam młody stażysta i zaproponował szefowi, że zapyta się swojego rabina, jak ugryźć problem. Starzy wyjadacza uśmiechnęli się z politowaniem, ale machnęli ręką, "A idź i spytaj, co to zaszkodzi".
Po dwóch dniach stażysta wraca i przekazuje odpowiedź rabina - na miejscach połączenia kadłuba ze skrzydłami wywiercić cały szereg malutkich dziurek, jedna przy drugiej.
Rozstrzygnięcie konkursu już jutro, więc zdesperowani projektanci wzięli facetów z wiertarkami i zrobili, jak doradził rabin.
Trzeci prototyp (ten z dziurkami) wystartował. Dochodzi do 1M i nic... Leci jeszcze szybciej, pokonuje 2M, 3M i wszystko gra...
Program prób wykonany, wymagania państwowe spełnione, firma dostaje kontrakt, marynarki w górę, szampan, premie, awanse i wszyscy happy.
Ale przypomnieli sobie o stażyście i razem z nim wybrali się do rabina, żeby mu podziękować. I pytają: - Rebe, jak na to wpadłeś, przecież u nas są najlepsi projektanci, najlepsze komputery i nikt nie wpadł na takie proste rozwiązanie.
- Widzicie - odpowiedział rabin - ja też nie miałem żadnego pomysłu. Myślałem, myślałem, aż z tego myślenia dostałem zatwardzenia. Co jest najlepsze na zatwardzenie? Suszone śliwki. One mnie tak popędziły, że musiałem iść do ubikacji. Poszedłem raz, potem drugi, piąty, dziesiąty i wtedy przyszło natchnienie. Zobaczyłem, że szajspapier nigdy się nie przerywa tam, gdzie są dziurki....
Wszystkim lotniczym zboczeńcom życzę pomyślnych lotów, wielu zestrzeleń i celnych bombardowań i nigdy komunikatu "Mission failed".
Pozdrawiam
Dziękujemy ale wątek z dowcipami to już mamy
some1