W aeroklubie toruńskim albo grudziądzkim to chyba się działo, może ktoś lepiej pamięta tego pilota-strażaka-demomena.
Nie był to przypadkiem "Pscółka" alias "Pszczółka", od dość charakterystycznej twarzy jakby go pszczoły pogryzły? W 1989 roku latał w Toruniu, tam była baza dla Dromaderów i jednego Ka-26, zwanego przez nas "Diabłem" (wygląd i dźwięk). Pewnie zaraz kilku zapyta się skąd tam ten wynalazek, odpowiedź jest prosta - nie wiem, latało na "nienaszych" numerach, których jak się domyślacie też nie pamiętam, a cyfrówek nie było, no i nie mam żadnej słit foci z tamtego okresu.
A propos bomb wodnych.
Latali Dromaderami na patrole i po powrocie zrzucali wodę przed lądowaniem. Za cel obrali sobie pomnik, zazwyczaj ktoś z wieży krzyczał żeby odejść bo będzie zrzut, pilot nadlatywał i "bombował" wodą. Jednego popołudnia graliśmy sobie w badmintona w bezpiecznej odległości, jacyś spacerowicze kręcili się w okolicy, pośród nich był jeden szacowny pan z pieskiem marki jork. Pan sobie poszedł, po jakimś czasie usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk ASz-62, dla nas była to codzienność, nikt nie zwracał uwagi na wodę, gdyż byliśmy dość daleko. Po chwili naszą uwagę przykuł ów pan z pieskiem, niósł go na rękach całego ociekającego wodą, sam również był cały zlany, na twarzy jeszcze rysowało się zdziwienie pomieszane z lekkim zakłopotaniem. Coś powiedział, nie zdziwię Was jak napiszę, że nie pamiętam co, i dość dystyngowanie oddalił się w kierunku pobliskiego osiedla. Zrozumieliśmy wtedy, że bomba trafiła.