Obserwuję Waszą dyskusję od dłuższego czasu i nasunęło mi się kilka spostrzeżeń. Najbliżej mi chyba w omawianych kwestiach do stanowiska Razora, chociaż w kilku miejscach zgłosiłbym uwagi. Przede wszystkim stanowcze nie dla przymusu wyborczego. Z prostego i jak dla mnie dość oczywistego powodu - brak wyboru również jest wyborem, przysługuje mi prawo głosu, z którym mogę zrobić co uznam za stosowne, również wstrzymać się od głosu w sytuacji, kiedy uważam, że żaden z kandydatów nie reprezentuje wystarczająco moich interesów (w ostatnim czasie niestety najczęściej w takiej właśnie sytuacji się postrzegam). Mogę zatem wyrażając swoisty sprzeciw przeciwko żenującemu poziomowi uprawiania polityki w naszym kraju powstrzymać się od głosowania, lub też oddać głos nieważny (w trosce o to, by nikt inny nie skorzystał z mojego nieoddanego głosu) i nikt nie powinien mieć prawa przymuszać mnie do podjęcia takiej czy innej decyzji. Po prostu nieoddanie głosu również mieści się w sferze decyzji o przyszłym kształcie państwa.
Co do tematu toruńskiego radia, to jestem zdania, że każdy człowiek ma prawo do własnych poglądów i do ich otwartego głoszenia bez względu na ich kształt, zatem jestem przeciwny jakimkolwiek prawnym regulacjom w tym zakresie. Jedyną rzeczą, o którą w kwestii wyrażania poglądów powinno się interesować państwo to zapewnienie swoim obywatelom ochrony przed przemocą fizyczną. Moja wolność wyrażania poglądów kończy się tam, gdzie zaczyna się czubek nosa drugiego człowieka. Pisze to osoba, dla której tak chętnie używany przez sympatyków owego radia termin "poglądy libertyństkie" jest raczej komplementem niż obelgą. Oczywiście popieram w 200% stanowisko Razora, że takie inicjatywy powinny być finansowane wyłącznie z własnej kieszeni zainteresowanych i państwo w żaden sposób nie powinno przykładać do tego ręki, ani tym bardziej pieniędzy. Dotyczy to również innych blisko powiązanych kwestii typu fundusz kościelny, czy też dofinansowanie budowy świątyni opatrzności z budżetu państwa.
W kwestii zaś dopuszczalności przerywania ciąży, która wypłynęła jak zwykle w sposób nieunikniony w większości dyskusji poruszających tematy światopoglądowe, to jestem zwolennikiem liberalizacji obecnej ustawy. Jakiekolwiek sztywnie ustalone ramy w kwestiach dotyczących natury muszą być jedynie uproszczeniem, jednak za wystarczającą w tym przypadku uważam oksfordzką definicję tego, co można przyjąć za granicę poza którą możemy mówić o człowieku, i moim zdaniem nie możemy o nim mówić mając do czynienia z kilkudniową zygotą. Wspomniana przeze mnie definicja ustala na ten przykład kiedy możemy mówić o śmierci człowieka, mianowicie wtedy, kiedy ustaje aktywność mózgowa, czyli przestaje on emitować impulsy elektryczne (EEG). W takiej sytuacji bez zbędnych komplikacji umieszczamy delikwenta w drewnianej skrzyneczce, pomimo tego że niewątpliwie posiada on "rączki, nóżki i buzię". nie widzę powodu, by nie przeprowadzić analogii tej granicy w drugą stronę i granicę dopuszczalności przerywania ciąży ustalić właśnie na okres, kiedy u płodu pojawiają się pierwsze impulsy EEG (czyli około 40 dnia ciąży). Wcześniej nie można IMHO mówić o żadnym "życiu świadomym" czy też "odczuwaniu", z tej prostej przyczyny, że wszystkie te procesy zachodzą właśnie w mózgu człowieka.
Co zaś się tyczy ogólnego przebiegu dyskusji to mam prośbę, aby w odróżnieniu od topicowego onetu przebiegała ona w oparciu o argumenty ad rem, a nie w oparciu o wiek rozmówców. Każdy niezależnie od wieku ma prawo do wyrażenia swoich poglądów jeśli poprze je stosownymi argumentami (a do takich nie należą IMHO "jesteś młody i mało wiesz"). Jak słusznie zauważył Razor poziom rozwoju intelektualnego nie jest wyłącznie pochodną wieku. Również pojawiający się tu i ówdzie termin "obiektywność" jest co najmniej śmieszny. Coś takiego po prostu nie istnieje, na kwestie natury światopoglądowej patrzeć możemy wyłącznie przez pryzmat własnego światopoglądu. Jeśli mam świadomość własnej niedoskonałości i staram się w jakiś sposób patrzeć z dystansu na własne poglądy to w dalszym ciągu robię to w ramach własnego światopoglądu, który taką postawę uznaje za bardziej, lub mniej słuszną. Zatem przekomarzanie się kto jest bardziej, lub mniej obiektywny jest co najmniej niepoważne w sytuacji, kiedy nie posiadamy żadnego miernika owej osławionej obiektywności.