Autor Wątek: onet  (Przeczytany 16012 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Elvenking

  • Gość
Re: onet
« Odpowiedź #105 dnia: Marca 22, 2008, 00:15:35 »
Już media doskonale zapewnią żeby rozczarowania nie było nawet jak działania obecnej ekipy zakończą sie na uśmiechaniu i robieniu szumu :)

Offline bip3r

  • *
  • 13 WELT
    • www.13welt.pl
Re: onet
« Odpowiedź #106 dnia: Marca 22, 2008, 00:56:09 »
No tak, a powiedz mi dlaczego chciałbyś nazywać człowiekiem coś co nawet go nie przypomina, nie ma rąk, nóg i jest kształtu kulki. [...]

W Holandii jest to ładnie rozwiązane. I się nikt nie burzy. Ale może to kwestia tego, że tam szybciej ludzie byli wychowywani od wielu pokoleń bardziej luźno,  nie tak konserwatywnie jak w Polsce.
:)

Ja tak na króciutko się włączę w tą dyskusję..
Drogi kolego Boberros.. Aborcja jest przeprowadzana do 12 tygodnia życia płodowego.. czyli do 3 m-ca ciąży.
Jak wygląda to "coś co nawet go nie przypomina, nie ma rąk, nóg i jest kształtu kulki" możesz się dowiedzieć np. tu:

http://twoja-ciaza.com.pl/czlowiek.html#czesc6

Można też w sieci znaleźć zdjęcia płodów po usunięciu.. Nie przypominają "kulek"... :/
"Jestem Polak, a Polak to wariat, a wariat to lepszy gość." K.I. Gałczyński


13WELT YouTube Channel

Elvenking

  • Gość
Re: onet
« Odpowiedź #107 dnia: Marca 22, 2008, 01:52:06 »
Z tego, co słyszałem, aborcja tej... 'kulki' polega na wyrwaniu kawałeczek po kawałeczku a jednak wbrew pozorom 'to' czuje, co widać na pewnym filmie, bodajże 'Niemy Krzyk' nakręconym przez lekarza, który ileś tam tysięcy takich zabiegów przeprowadził.

Glebas

  • Gość
Re: onet
« Odpowiedź #108 dnia: Marca 22, 2008, 04:52:26 »
Tak jestem ciekawy ile osób z tej grupy społecznej chciałoby płacić ten dobrowolny podatek aby mieć prawo głosu? Obstawiamy? - ja stawiam na 5%!
Hehe! Jasne, że obstawiamy. Ja obstawiam 2% Dlaczego? Prosty rachunek. 900zł x 19% =171zł To już jest argument, by sprzedać swoje prawo do głosowania.  :004:

Tak, a ciekawe z czego taki żyje? Aby mieć co do gara włożyć trzeba mieć dochód, a jak sie ma dochód (choćby minimalny) to płaci się podatki. Zdaje się, że dotyczy to też tzw. "wolnych zawodów" (i tak mają preferencje podatkowe np. na kosztach uzyskania) Chyba nie sugerujesz, że powinniśmy tolerować chwasty (i jeszcze zapewniać im jakieś prawa o decydowaniu o kształcie państwa) zarabiające na czarno i oszukujące nas, uczciwych podatników?
No jak to z czego? Mama z tatą dają jeść. Albo dobrze zarabiająca żona/mąż. On/ona jeszcze się uczy i może tak do 25 roku życia. Nawet jeżeli trochę na boku zarabia, to pierwsze 3tyś zł jest z podatku zwolnione. Nie mówimy więc o chwastach (choć niektóre mają piękne kwiaty  :004:) pijących jabłkowy napój alkoholowy pod sklepem, a o przyszłości narodu - młodzieży  :001: Zresztą podobne przykłady można mnożyć. Czyli, ten punkt prawa wyborczego - do dopracowania.  :004:

... - ale powoli zaczynamy odczuwać brak rak do pracy (za to magistrów mamy w nadmiarze). ... Tak się składa, że zatrudnienia dla fachowców z doświadczeniem nie brakuje i wiek około 50 lat oraz 30 letni staż zawodowy jest w wielu przypadkach atutem.
Zgadzam się z pierwszym zdaniem. Natomiast co do drugiego, to mam odmienne obserwacje. Kolega, stolarz, wiek 51 lat, dwa lata był bez pracy. Teraz od 4 miesięcy, szczęśliwie już pracuje, nie w swoim zawodzie, ale to oczywiście nie ma dla niego znaczenia. Ważne, że pracuje. Faktycznie, po zmasowanych wyjazdach Polaków na saksy, dzisiaj ofert pracy jest jakby więcej. Jednak jakość tych ofert jest dyskusyjna. Zarówno jeżeli chodzi o stronę finansową jak i rodzaju wykonywanej pracy. Trudno by stateczny ojciec rodziny rozdawał gazety na skrzyżowaniach.  :004: Choć jak patrzę wstecz na swoje życie, to żadna praca nie hańbi.  :001:

PS.
Wybory nie służą polepszaniu czyjegoś samopoczucia - mają decydować o kształcie i polityce państwa!
Jak to nie. Mam prawo wyborcze. I mogę z nim zrobić co zechcę. (W granicach przewidzianych prawem). Zbrodniarz pozbawiony praw publicznych nie ma prawa wyborczego. Czy ja mam prawo mieć lepsze samopoczucie niż on? Jestem dumny z mojego prawa wyborczego. Czy duma nie jest stanem lepszego samopoczucia? Mogę decydować o kształcie i polityce państwa. Czyż nie nobilituje mnie to we własnych oczach?  :004:
To nie jest dobry pomysł, by wprowadzać jakąkolwiek segregację w dostępie do prawa wyborczego. Idąc dalej tym tropem, wpadła mi do głowy taka szalona myśl: "Za każde 1000 zł odprowadzonego podatku - 1 głos". Niech najbogatsi mają najwięcej do powiedzenia w sprawach państwa. Oni się na tym znają, w końcu własne interesy kręcą już od lat. Oczywiście to też tylko utopia.  :002:

Re: onet
« Odpowiedź #109 dnia: Marca 22, 2008, 05:26:53 »
Zresztą podobne przykłady można mnożyć. Czyli, ten punkt prawa wyborczego - do dopracowania.  :004:

Ależ Glebas - oczywiście, że do dopracowania (np. prawo głosu dla osób w pewnym wieku uczących się itd., co do tych utrzymywanych przez współmałżonka to napisałem dobrowolny podatek), choć oczywiście to utopia wymyślona "na poczekaniu" w odpowiedzi na "zapotrzebowanie" dotyczące ograniczeń ze względu na wiek. Chodziło mi oto aby zrobić to najmniej boleśnie, bo przyznaję rację twierdzącym, że powinien być górny próg wyborczy, podobnie jak dolny. Osoby w pewnym wieku mają problemy ze "zrozumieniem" otaczającego świata i raczej są łatwi do sterowania (smutne to ale każdego z nas zapewne to czeka) - ich głosy w zasadzie nie są ich głosami - mam oczywiście na myśli przeciętną, a nie jednostki.

To nie jest dobry pomysł, by wprowadzać jakąkolwiek segregację w dostępie do prawa wyborczego. Idąc dalej tym tropem, wpadła mi do głowy taka szalona myśl: "Za każde 1000 zł odprowadzonego podatku - 1 głos". Niech najbogatsi mają najwięcej do powiedzenia w sprawach państwa. Oni się na tym znają, w końcu własne interesy kręcą już od lat. Oczywiście to też tylko utopia.  :002:

To ja w reakcji na Twoje "1 głos za 1000 zł" mam kolejny utopijny pomysł: ważność głosu w zależności od rozwoju intelektualnego. Jakieś egzaminy czy testy zrobić? Teoretycznie uniknęło by to sytuacji, którą uważam za największą bolączkę demokracji czyli fakt, że: menel spod budki z piwem do spółki z "moherowym beretem"* mogą przegłosować inteligentnego, wykształconego człowieka w stosunku 2 do 1.

Oczywiście te wszystkie pomysły są utopijne i to w sumie takie "przekomarzania" w Barze. Poważnie jednak jestem zwolennikiem przymusu wyborczego, bo skoro już ma być ta demokracja (nie jestem do końca jej zwolennikiem w obecnym kształcie, bo widzę w niej wiele wad - choć jestem zgodny z twierdzeniem, że lepszego ustroju chyba jeszcze nie wymyślono) to przynajmniej wyniki wyborcze niech odzwierciedlają prawdziwy stan poglądów całego społeczeństwa. Moim zdaniem nie można "wstrzymać się do głosu" jak się jest elementem państwa (nawet tak niedoskonałego).

Ponieważ "obowiązek wyborczy" nie jest utopią (gdzieniegdzie istnieje), aczkolwiek u nas chyba mało prawdopodobne (Polak i przymus! - to prowadzi do skutków odwrotnych :004:) - dlatego uważam głosowanie przez internet za świetny pomysł, bo zapewne podniesie frekwencje wyborczą. Podobnie jak głosowania 2 dniowe itd.- każdy zabieg mający na celu spowodowanie zwiększenia frekwencji wyborczej jest moim zdaniem dobry i wart poparcia.

Natomiast dla polityków twierdzących, że przegrali bo "była duża frekwencja wyborcza" lub to że "bo do wyborów poszli tacy czy inni"  jest tylko jedno miejsce - "śmietnik historii" (i to bez względu na to jakie poglądy i partie reprezentują).

________________
*) akurat "moher" rozumiany jako stan umysły, a nie wiek.
« Ostatnia zmiana: Marca 22, 2008, 05:31:57 wysłana przez Razorblade1967 »

Glebas

  • Gość
Re: onet
« Odpowiedź #110 dnia: Marca 22, 2008, 07:34:18 »
... mam kolejny utopijny pomysł: ważność głosu w zależności od rozwoju intelektualnego. Jakieś egzaminy czy testy zrobić? Teoretycznie uniknęło by to sytuacji, którą uważam za największą bolączkę demokracji czyli fakt, że: menel spod budki z piwem do spółki z "moherowym beretem"* mogą przegłosować inteligentnego, wykształconego człowieka w stosunku 2 do 1.
Ten pomysł najbardziej mi się podoba. Ma moim zdaniem racjonalne podstawy. Pewno Mensa wspomogłaby nas (czyli naród) w przygotowaniu odpowiednich testów.
Poważnie jednak jestem zwolennikiem przymusu wyborczego...
Ponieważ "obowiązek wyborczy" nie jest utopią (gdzieniegdzie istnieje), aczkolwiek u nas chyba mało prawdopodobne (Polak i przymus! - to prowadzi do skutków odwrotnych :004:)
Razorblade, chyba pamiętasz, że to u nas było już i to wcale nie tak dawno... :001: Co oczywiście nie podważa tezy, że taki obowiązek mógłby przynieść konkretne, wymierne korzyści w postaci stabilnych rządów.
P.S. Z tymi utopiami to trzeba uważać. Jedną zaczęto wprowadzać w życie na początku ubiegłego wieku i w niektórych krajach ten proces trwa do dziś. Choć celu nie udało się osiągnąć.  :004:

Re: onet
« Odpowiedź #111 dnia: Marca 22, 2008, 08:12:54 »
Razorblade, chyba pamiętasz, że to u nas było już i to wcale nie tak dawno... :001:

- Po pierwsze nie był to zapisany obowiązek wyborczy tylko "sugestia"  :021:.
- Po drugie trudno to było nazwać wyborami.
- Po trzecie i tak nie wiadomo jaka była naprawdę frekwencja.

Tak więc doświadczenia z PRL nam się do dyskusji nie przydadzą, szczególnie, że nasza narodowa przywara polegająca na chorobliwym przeciwstawianiu się wszelkim przepisom pochodzi raczej z czasów dużo wcześniejszych.

Akurat pisząc o "obowiązku wyborczym" miałem na myśli np. Belgię czy bardziej oddalonych Australię.

Ten pomysł najbardziej mi się podoba. Ma moim zdaniem racjonalne podstawy. Pewno Mensa wspomogłaby nas (czyli naród) w przygotowaniu odpowiednich testów.

Tylko jak spowodować aby ci ludzie chcieli iść do wyborów? Takie "pospolite ruszenie" jak przy ostatnich wyborach może oczywiście (i całe szczęcie) odsunąć od władzy jakiś wariatów, ale raczej nie obowiązuje na co dzień. Trudno sobie życzyć powtórzenia sytuacji gdy cały naród się mobilizuje aby wyłączyć szkodliwy rząd - bo aby to nastąpiło, najpierw musi być "sytuacja kryzysowa", a tego bym sobie raczej w przyszłości nie życzył.

Z tymi utopiami to trzeba uważać. Jedną zaczęto wprowadzać w życie na początku ubiegłego wieku i w niektórych krajach ten proces trwa do dziś. Choć celu nie udało się osiągnąć.  :004:

No niestety takiej siły przebicia jak Karol M. (i przyjaciele  :003:) to chyba nie mamy  :004: :002:
« Ostatnia zmiana: Marca 22, 2008, 08:19:54 wysłana przez Razorblade1967 »

Glebas

  • Gość
Re: onet
« Odpowiedź #112 dnia: Marca 22, 2008, 10:18:29 »
- Po pierwsze nie był to zapisany obowiązek wyborczy tylko "sugestia"  :021:.
- Po drugie trudno to było nazwać wyborami.
- Po trzecie i tak nie wiadomo jaka była naprawdę frekwencja.

Tak więc doświadczenia z PRL nam się do dyskusji nie przydadzą, szczególnie, że nasza narodowa przywara polegająca na chorobliwym przeciwstawianiu się wszelkim przepisom pochodzi raczej z czasów dużo wcześniejszych.
Po pierwsze, pamiętam jak musiałem się tłumaczyć wychowawczyni w szkole podstawowej, dlaczego nie mam kartki z wyborów.... brat ją wziął dla swojej wychowawczyni.... :karpik Te sugestie groziły obniżeniem oceny ze sprawowania...  :118:
Po drugie, no fakt.
Po trzecie ... tys prowda... :004:(jak mawiał ksiądz Tischner)
Po czwarte.... trudno mi się nie zgodzić z Twoją tezą... najlepiej wypadamy gdy trzeba zrobić rewolucję albo powstanie :121:

Cytuj
No niestety takiej siły przebicia jak Karol M. (i przyjaciele  ) to chyba nie mamy   
A jakbyśmy się tak wzięli w garść?  :karpik
« Ostatnia zmiana: Marca 22, 2008, 10:24:51 wysłana przez Glebas »

qrdl

  • Gość
Re: onet
« Odpowiedź #113 dnia: Marca 23, 2008, 01:35:08 »
Może nie test na inteligencję, ale jakiś egzamin dojrzałości wyborczej. Przedmiot w szkole średniej z normalnym programem, który uświadamiałbym przyszłym wyborcom, że rządzenie państwem wymaga wiedzy i odpowiedzialności, czego należy wymagać od kandydatów, a nie jedynie populistycznej paplaniny. Przedmiot powinien być dowolny, a sam egzamin możliwy do zdania z wolnej stopy. Dopiero po zdanym egzaminie nabiera się prawa wyborczego - staje się człowiek Obywatelem. Pytanie też w miarę proste, np. "Czy świniopas (hodowca świń) ma merytoryczne przygotowanie do bycia (wice)premierem?", albo "Jaki kolejny kraj, po Japonii i Irlandii, będziemy realizować w Polsce? (A - 2 Irak, B - 2 Afganistan, C - 3 Japonia, D - 3 Iralndia?" albo "Rozwiń tezę, czym jest obietnica polityka, mając za motto słowa noblisty o 100 milionach dla każdego obywatela."

pozdrawiam,
qrdl

Offline vowthyn

  • *
  • dziecko RoF'a
Re: onet
« Odpowiedź #114 dnia: Marca 23, 2008, 08:55:10 »
Obserwuję Waszą dyskusję od dłuższego czasu i nasunęło mi się kilka spostrzeżeń. Najbliżej mi chyba w omawianych kwestiach do stanowiska Razora, chociaż w kilku miejscach zgłosiłbym uwagi. Przede wszystkim stanowcze nie dla przymusu wyborczego. Z prostego i jak dla mnie dość oczywistego powodu - brak wyboru również jest wyborem, przysługuje mi prawo głosu, z którym mogę zrobić co uznam za stosowne, również wstrzymać się od głosu w sytuacji, kiedy uważam, że żaden z kandydatów nie reprezentuje wystarczająco moich interesów (w ostatnim czasie niestety najczęściej w takiej właśnie sytuacji się postrzegam). Mogę zatem wyrażając swoisty sprzeciw przeciwko żenującemu poziomowi uprawiania polityki w naszym kraju powstrzymać się od głosowania, lub też oddać głos nieważny (w trosce o to, by nikt inny nie skorzystał z mojego nieoddanego głosu) i nikt nie powinien mieć prawa przymuszać mnie do podjęcia takiej czy innej decyzji. Po prostu nieoddanie głosu również mieści się w sferze decyzji o przyszłym kształcie państwa.

Co do tematu toruńskiego radia, to jestem zdania, że każdy człowiek ma prawo do własnych poglądów i do ich otwartego głoszenia bez względu na ich kształt, zatem jestem przeciwny jakimkolwiek prawnym regulacjom w tym zakresie. Jedyną rzeczą, o którą w kwestii wyrażania poglądów powinno się interesować państwo to zapewnienie swoim obywatelom ochrony przed przemocą fizyczną. Moja wolność wyrażania poglądów kończy się tam, gdzie zaczyna się czubek nosa drugiego człowieka. Pisze to osoba, dla której tak chętnie używany przez sympatyków owego radia termin "poglądy libertyństkie" jest raczej komplementem niż obelgą. Oczywiście popieram w 200% stanowisko Razora, że takie inicjatywy powinny być finansowane wyłącznie z własnej kieszeni zainteresowanych i państwo w żaden sposób nie powinno przykładać do tego ręki, ani tym bardziej pieniędzy. Dotyczy to również innych blisko powiązanych kwestii typu fundusz kościelny, czy też dofinansowanie budowy świątyni opatrzności z budżetu państwa.

W kwestii zaś dopuszczalności przerywania ciąży, która wypłynęła jak zwykle w sposób nieunikniony w większości dyskusji poruszających tematy światopoglądowe, to jestem zwolennikiem liberalizacji obecnej ustawy. Jakiekolwiek sztywnie ustalone ramy w kwestiach dotyczących natury muszą być jedynie uproszczeniem, jednak za wystarczającą w tym przypadku uważam oksfordzką definicję tego, co można przyjąć za granicę poza którą możemy mówić o człowieku, i moim zdaniem nie możemy o nim mówić mając do czynienia z kilkudniową zygotą. Wspomniana przeze mnie definicja ustala na ten przykład kiedy możemy mówić o śmierci człowieka, mianowicie wtedy, kiedy ustaje aktywność mózgowa, czyli przestaje on emitować impulsy elektryczne (EEG). W takiej sytuacji bez zbędnych komplikacji umieszczamy delikwenta w drewnianej skrzyneczce, pomimo tego że niewątpliwie posiada on "rączki, nóżki i buzię". nie widzę powodu, by nie przeprowadzić analogii tej granicy w drugą stronę i granicę dopuszczalności przerywania ciąży ustalić właśnie na okres, kiedy u płodu pojawiają się pierwsze impulsy EEG (czyli około 40 dnia ciąży). Wcześniej nie można IMHO mówić o żadnym "życiu świadomym" czy też "odczuwaniu", z tej prostej przyczyny, że wszystkie te procesy zachodzą właśnie w mózgu człowieka.

Co zaś się tyczy ogólnego przebiegu dyskusji to mam prośbę, aby w odróżnieniu od topicowego onetu przebiegała ona w oparciu o argumenty ad rem, a nie w oparciu o wiek rozmówców. Każdy niezależnie od wieku ma prawo do wyrażenia swoich poglądów jeśli poprze je stosownymi argumentami (a do takich nie należą IMHO "jesteś młody i mało wiesz"). Jak słusznie zauważył Razor poziom rozwoju intelektualnego nie jest wyłącznie pochodną wieku. Również pojawiający się tu i ówdzie termin "obiektywność" jest co najmniej śmieszny. Coś takiego po prostu nie istnieje, na kwestie natury światopoglądowej patrzeć możemy wyłącznie przez pryzmat własnego światopoglądu. Jeśli mam świadomość własnej niedoskonałości i staram się w jakiś sposób patrzeć z dystansu na własne poglądy to w dalszym ciągu robię to w ramach własnego światopoglądu, który taką postawę uznaje za bardziej, lub mniej słuszną. Zatem przekomarzanie się kto jest bardziej, lub mniej obiektywny jest co najmniej niepoważne w sytuacji, kiedy nie posiadamy żadnego miernika owej osławionej obiektywności.

Offline bip3r

  • *
  • 13 WELT
    • www.13welt.pl
Re: onet
« Odpowiedź #115 dnia: Marca 24, 2008, 12:16:46 »
Nie widzę powodu, by nie przeprowadzić analogii tej granicy w drugą stronę i granicę dopuszczalności przerywania ciąży ustalić właśnie na okres, kiedy u płodu pojawiają się pierwsze impulsy EEG (czyli około 40 dnia ciąży). Wcześniej nie można IMHO mówić o żadnym "życiu świadomym" czy też "odczuwaniu", z tej prostej przyczyny, że wszystkie te procesy zachodzą

Całkiem rozsądne podejście.. Tyle tylko, że kobieta, która nie planuje się dziecka, a zajdzie w ciążę, najczęściej dowiaduje się o niej dopiero, gdy nie pojawia się kolejna miesiączka. Zazwyczaj i tak odczekuje jeszcze parę dni/tydzień, bo może to tylko przesunięcie, a dopiero potem robi test. Na podjęcie decyzji zostanie jej niewiele czasu.
"Jestem Polak, a Polak to wariat, a wariat to lepszy gość." K.I. Gałczyński


13WELT YouTube Channel

Re: onet
« Odpowiedź #116 dnia: Marca 24, 2008, 14:32:35 »
Przede wszystkim stanowcze nie dla przymusu wyborczego. Z prostego i jak dla mnie dość oczywistego powodu - brak wyboru również jest wyborem, przysługuje mi prawo głosu, z którym mogę zrobić co uznam za stosowne, również wstrzymać się od głosu w sytuacji, kiedy uważam, że żaden z kandydatów nie reprezentuje wystarczająco moich interesów (w ostatnim czasie niestety najczęściej w takiej właśnie sytuacji się postrzegam). Mogę zatem wyrażając swoisty sprzeciw przeciwko żenującemu poziomowi uprawiania polityki w naszym kraju powstrzymać się od głosowania, lub też oddać głos nieważny (w trosce o to, by nikt inny nie skorzystał z mojego nieoddanego głosu) i nikt nie powinien mieć prawa przymuszać mnie do podjęcia takiej czy innej decyzji.

Oczywiście nie będę się upierał za "przymusem wyborczym", bo sądzę, że dobrą alternatywą są ułatwienia czyli głosowanie np. dwudniowe i możliwość głosowania przez internet (korespondencyjnego) w wystarczającym stopniu mogłaby spowodować wzrost ilości głosujących.

Jednak kilka uwag co do Twojej interpretacji tych kwestii wyborczych:

1. Odnośnie przymusu wyborczego to uważam, że nie narusza on żadnych prawo i swobód. Nie ma bowiem przymusu (tam gdzie istnieją przymusy wyborcze) oddania głosów ważnych. Czyli nikt nie zmusza człowieka do oddania głosu na tych na których głosu oddać nie zamierza. Obowiązkowym jest udział w wyborach, a nie samo skreślenie kandydata (kandydatów, partii itd.).

Po prostu nieoddanie głosu również mieści się w sferze decyzji o przyszłym kształcie państwa.

2. Nie oddanie głosu nie jest żadną decyzją i żadnym protestem, niczego też nie wyraża w naszym systemie wyborczym. Byłoby tak gdyby istniał próg ważności wyborów - np. wybory są ważne gdy frekwencja wynosi ponad 50, 40 czy 30%. W takim przypadku nie oddanie głosu jest w pewnym sensie głosem sprzeciwu. W Polsce wybory są ważne nawet gdy odda głosy tylko 5% uprawnionych czyli osoba wstrzymująca sie od głosu nie protestuje przeciwko niczemu, tylko biernie zgadza się z wyborem tych, którzy pójdą głosować. Czyli nie można powiedzieć, że wyboru w 2005 dokonał "moher i spółka" tylko wszyscy ci, którzy biernie się na taki, a nie inny wybór zgodzili.  :020:

A tak prywatnie to zawsze mówię tym, którzy narzekają na wynik wyborczy:
- Głosowałeś?
- Nie!?
- No to nie masz prawa narzekać. Biernie zgodziłeś się na takie, a inne draństwo czy godzisz się aby biernie zatwierdzona przez Ciebie głowa państwa ośmieszała Ciebie na świecie itp. itd.

W kwestii zaś dopuszczalności przerywania ciąży, która wypłynęła jak zwykle w sposób nieunikniony w większości dyskusji poruszających tematy światopoglądowe, to jestem zwolennikiem liberalizacji obecnej ustawy.

W sumie to w pewnym wieku człowieka bardziej zaczyna interesować eutanazja niż aborcja (więc problem mnie nie "podnieca"), ale jeżeli poruszacie taki temat to moje zdanie jest takie: - jak słusznie zauważono to kwestia światopoglądowa bo nie istnieje zgodność co do kwestii pojmowania człowieka w fazie płodowej i podobnych kwestii "okołoaborcyjnych". Nawet wśród ludzi, których obiektywnie nazwać można ludźmi wykształconym i pewnym na poziomie intelektualnym czy zajmujących się tym problemem zawodowo oraz w miarę obiektywnych bo np. niezwiązanych ze związkami wyznaniowymi - nie ma jakiegoś w miarę zbliżonego zdania. W związku z tym moim zdaniem należy tą kwestię pozostawić do indywidualnej oceny wg. własnego światopoglądu i sumienia, a prawne ograniczenia zminimalizować jak najbardziej.

Co do eutanazji (to nie jestem już taki obojętny problemowi) natomiast to chciałbym mieć prawo godnie opuścić ten świat np. zanim zacznę "robić pod siebie" oraz móc oszczędzić kłopotów swoim bliskim. I nie chciałbym, aby to prawo ograniczał mi ktoś kto natchnienie czerpie np. z jakiś mocy nadprzyrodzonych bo nikt takich nie zmusza do poddawania się eutanazji, ale jednocześnie nie mają żadnego prawa do ingerencji w czyjeś życie i śmierć, bo to kwestia wolnego i świadomego wyboru.

Każdy powinien mieć prawo do swojego światopoglądu, a jedynie słuszne ideologie i światopogląd już przerabialiśmy.
« Ostatnia zmiana: Marca 24, 2008, 19:37:34 wysłana przez Razorblade1967 »

Schizoid_man

  • Gość
Re: onet
« Odpowiedź #117 dnia: Marca 25, 2008, 20:55:14 »
Jakoś dziwnym trafem, aborcję popierają wyłącznie ci ludzie, którym wyskrobanie już nie grozi - jak mawiał niegdyś śp. Ronald Reagan...
Dla mnie osobiście jest znakiem upadku tego świata, że w coraz większej ilości krajów ludzie mają gdzieś niewinne życie ludzkie (tylko dlatego, że się bronić nie potrafi?!), a jednocześnie kategorycznie sprzeciwiają się karze śmierci nawet za najbardziej okrutne zbrodnie...
Co do demokracji i sposobów na jej uzdrowienie - dla mnie najlepiej byłoby po prostu odejść od tego idiotycznego ustroju. ;)

Praktycznie wszystkie demokracje w historii po pewnym czasie tonęły w absurdzie, bałaganie i głupocie...

Schizoid_man

  • Gość
Re: onet
« Odpowiedź #118 dnia: Marca 25, 2008, 22:45:02 »
Razorowi przyznam rację... W zasadzie aborcja, homosie i takie  tam pierdółki to problemy zupełnie sztuczne. Ja pamiętam o jednej zasadzie, mianowicie: "Rząd nie rozwiązuje problemów. On je tworzy." Co najmniej połowa z tych 'wielkich' problemów, nad którymi debatują 'eksperci' różnej maści, próbują je rozwiązać politycy, zajmują się nimi media, to takie 'problemy', które w normalnym państwie rozwiązywałyby się po prostu same... Ale cóż... Polityk bierze pieniądze za to, że walczy z problemem. Nie można walczyć z czymś, czego nie ma. Stąd wniosek, że politykowi wcale nie zależy na tym, żeby to rozwiązać - i taka jest prawda...

Online some1

  • Global Moderator
  • *****
Re: onet
« Odpowiedź #119 dnia: Marca 26, 2008, 19:06:10 »
W kwestii wyborów przez internet zapraszam tutaj: http://www.il2forum.pl/index.php/topic,10352.0.html
"It's not a Bug! It's an undocumented feature!"