Zrobiłem tym Escortem trochę kilometrów i miałem go przez 8 miesięcy dopóki się nie zlała pompa wtryskowa. Wersja niemiecka. Podłużnice w rudym kolorze, silnik dzięki turbo nawet jechał. Elektryka od nowości skopana + moje patenty, żeby np. świeciły lampy. Zimne luty na skrzynce z elementami drukowanymi - kosmos. Dobre stereo po poprzednim właścicielu - to chyba dlatego, żeby nie słyszeć zawieszenia wiecznie w remoncie. Dziura na dziurze na całej karoserii (kupowałem prawie bez rdzy). Zima - wykańczanie akumulatorów, w końcu samostart. Z plusów - dostałem dobrą cenę na złomie (chyba ze względu na miedź z kabli). Układ elektryczny skomplikowany jak układ nerwowy człowieka. Moja subiektywna ocena tego wynalazku podobna jest do oceny TB-3 dokonanej przez wiadome czynniki z wyższych sfer. Czyli konglomerat miedzi, dobrych chęci i dziadostwa. Chciałem kiedyś kupić Mondeo (nawet z rok temu się o niego pytałem) ale po doświadczeniach zrezygnowałem. Oczywiście eksperci mi odradzali, ale kupiłem sobie cud ludowej motoryzacji, ulubieńca wszystkich polskich obszarów wiejskich, czyli Passata. Zero problemów. Wychodziłem, kluczyk do stacyjki, odpalenie, jazda. Czyli to, czego oczekuje od samochodu użytkowego. Zgnił, to poszedł na żyletki - teraz mam księcia wsi, czyli Golfa III - podobnie. Motoryzacja w czystej formie. Nie rozwija zabójczych prędkości, nie jest ładny, ani prestiżowy, ale jeździ i to jest ok. A je nie mam stresu, że nie dojadę.
Wymienione przeze mnie Uno kiedyś służyło równie dzielnie.
Do jazdy dla przyjemności używam obecnie starej dobrej marki - ale to już inna historia.
Reasumując - jestem zwolennikiem prostoty. Samochód ma służyć przemieszczaniu się (dla mnie) i ma być sprawny. Do tego musi posiadać dzielność bojową, bo mieszkam daleko od cywilizacji w leśnych ostępach. Do niczego mi nie potrzebne wynalazki Forda w postaci trzech systemów zabezpieczających silnik przed przegrzaniem. Wystarczy jeden, ale sprawdzony i działający. Mechanik ma na mnie nie zarabiać, chyba, że przy przeglądach okresowych.
Nowe samochody są do kitu. Przeładowane elektrycznymi widłami do gnoju, które natychmiast się pierdzielą. Jak ktoś ma nowszego Diesla to wie... Zawory EGR, elektroniczne sterownie pompami, milion katalizatorów i innych eko- bajerów. Turbina z gwarancją 20.000 km - można wymieniać godzinami. Najsmutniejsze jest to, że wszyscy o tym wiedzą, włącznie z producentami, ale nadal wciskają kity. To tak jakby na środku pokoju ktoś nawalił wielką kupę, a domownicy rozmawiali o pogodzie i przyszłorocznych wakacjach. Jak jest kolorowo to jest gitara, że śmierdzi, to nic... Najgorsze, że faszystowskie marki również nie dają gwarancji dobrego samochodu. Konkluzja dość smutna, ale jak wiadomo - to czego oczekują klienci jest święte.