Jeśli pomogę, to - Sejcento katowałem w robocie. Dawno temu. Jak go dostałem, po poprzedniku, to musiałem wymienić w nim wszystko. Boss dał mi wolną rękę w naprawach po tym, jak podwiozłem go do domu.

W sumie nie było w tym aucie nic sprawnego. Często jeździł na wybrzeże ze Śląska i służył jako van. Dopiero jak się firma ucywilizowała, wtedy zaczął jeździć jak na samochód osobowy przystało, znaczy jak na samochód PH przystało. Czyli, można powiedzieć, że twarda sztuka.
Jeździłem nim przez 7 miesięcy po naprawie, trasa Częstochowa - Katowice i nazad, do tego Aglomeracja Śląska (mieliśmy przedstawicielstwo firmy w Katowicach i tam musiałem dojechać codziennie, później sprawy klientów na miejscu). Z moich obserwacji:
Spalanie - potworne, jak na samochód tej klasy. Benzyna ok. 8-12 l/100 km. Gaz - ile wlazło. Co ważne, nie ma zbytniej różnicy pomiędzy tymi paliwami, odnośnie mocy.
Komfort - dobry, a nawet bardzo dobry, dla jednej/dwóch osób - reszta to przestrzeń bagażowa. Plastiki tanie, ale bardzo wytrzymałe, ergonomia dobra, wszystko pod ręką. Osobiście jestem fanem 'rozlania się po całej płaszczyźnie fotela' czyli jeżdżę na leżąco i w tym aucie mogłem tak jechać, choć zajęło mi dużo czasu dojście do właściwej pozycji, ze względu na 'krzesełkowatość' fotela. Miejsca dużo. Ogrzewanie działa jak należy. Wentylacja w porządku, znaczy można sobie otworzyć okienko przy 140 km/h i spokojnie kiepować papieroski, bez obawy o urwanie głowy. Latem radzę kupić coś pod zadek i plecy, bo można łatwo się przykleić do 'weluru' (okropne uczucie). Amortyzacja na właściwym poziomie, choć mogła by być lepsza.
Bezpieczeństwo - zakręty bierze poprawnie, mimo, że jest 'pudełkowy'. Kółeczka maluteńkie, to i przyczepności trochę brakuje, ale dobre opony dają szansę na właściwy tor jazdy. Można się fajnie pobawić w 'tuning', czyli go usztywnić (tanio i dobrze), ale to dla fanów wybitych kręgów. Hamulce, jak są i nie 'biją' to hamują. Wyprzedzić też coś idzie, znaczy nie trzeba kilku tyś. km. do wykonania sprawnie manewru (silnik poniżej). Pasy są, ale chyba tylko dla dodania odwagi, bo siedzimy sobie w aucie, w którym widać końcówkę maski, zdając sobie sprawę z tego, że jest ona niebezpiecznie blisko końca naszych nóg. Jak kto woli i lubi... A Seicento potrafi być szybkie. Mój był.
Silnik - dobry, paliwożerny, bezawaryjny, włoski i co dziwne, bardzo cichy. Mało awaryjny (zważywszy do jakich celów był używany). Problemy w moim (a, przypominam, że prędkość 140 km/h często gościła na tym śmiesznym zegarku i to nie na chwilę) - dwie sondy lambda (sprawa gazu i regulacji) i wycieki oleju. Koniec. Może jeszcze taki defekt, że czasami pobierał sobie paliwo i gaz, ale to była historia z instalacją, więc nie dotyczy motoru. Największym utrapieniem tego sprzętu był apetyt na paliwa, wszelkiego rodzaju. To wielki minus tej konstrukcji, choć coś za coś. Niejednemu tedeikowi żal się robiło spod świateł. Seicento jest szybkie i potrafi prędkość utrzymać, bez nadmiernego topienia panewek i takich tam historii małokalibrowych silniczków. Czyli, spokojnie sobie można jechać nie dostając zawału o sprzęt.
Awaryjność - przeciętna, takie dst+. Kupa śmiesznych drobiazgów i zważywszy na to, że samochód był golutki, to mogło to powodować frustrację. Wycieraczki trzeba mieć w zapasie wraz z silniczkiem (palą się - ale to przypadłość każdego produktu Magneto Marelli, czy tam innego wynalazku montowanego obecnie wszędzie). Hamulce potrafią robić brzydkie rzeczy, a to się zapieką, a to sobie nie hamują, a to korektor siły postanowi wziąć wolne itd. Ogólnie, jak są, to są dobre, ale jak się obrażą, to czujemy się jak w Poldolocie MK XIX z okrągłymi zegarami i wściekle podświetloną tablicą, oraz z tym śmiesznym sterowaniem nawiewu. Takie klimaty... Ogrzewanie tylnej szyby też jest fajne. Czasami sobie pali bezpiecznik, a czasami pali się kabelek, ponad to, rano robi sobie loterię, które sreberko ma dzisiaj nie działać. Nie dojdziesz... No i oczywiście jest jeszcze hamulec pomocniczy/awaryjny/ręczny. W Seicento, ani nie jest pomocniczy, ani awaryjny, a ręczny tylko dlatego, że jest pod ręką. Uwaga! Silniejsi użyszkodnicy mogą wyrwać całą wajchę! I tu, znowu dygresja dotycząca Poldolota, tym razem MK XX - wajcha ręcznego jest tak samo przydatna w FSO, jak i w Sieniu - ozdoba. Do tego jest ona identyczna w tych dwóch samochodach, tylko w tym mniejszym jest krótka. Dizain jest ten sam.
Czy polecam? - Prywatnemu kierowcy - stanowczo NIE. Kupcie sobie ludzie Golfa III (1.8 B+G - tyle samo pali i jest większy) i jeździjcie sobie w spokoju. Bo, na rynku aut używanych zostały same padaki po ludziach takich jak ja byłem, którzy musieli mieć auto do wszystkiego i najmniej istotne było to, co w tym aucie się zepsuło. Kaci urządzeń mechanicznych zajeździli Seicenta, po czym odstawili zwłoki do handlu wewnętrznego zamieniając je na Pandy/Skody/Kijanki etc. Zapewniam, że kupienie używanego S. w 80% przypadków łączy się z bólem. I niech mi nikt nie mówi, że wystarczy nie kupować białego, bo mój był złoty, a koledzy mieli nawet czarne. Prawie wszystkie liczniki kilometrów, w Polsce są ustawione na 170 tyś. km, więc ja je traktuje jako fajny, acz niepotrzebny gadżet, mówiący mi kiedy mam wymienić olej, czy tam pasek w samochodzie. Starsi panowie od kościoła, to taki sam mit jak jeżdżący Polonez, a kobieta w aucie to czyste szaleństwo, patrząc, co wyczyniają moje Szanowne Panie (ostatni hit - 'ta kontrolka z lampą Aladyna, to ma tak mrugać, czy ma zgasnąć? Bo, wiesz, ona się świeci już od dłuższego czasu'- żelazna, kobieca logika

).
Tak poza tym, to na serio nie należy się bać aut bardziej poważnych, do których można coś, poza sobą zmieścić i które są bardziej bezpieczne i mniej 'przedstawicielsko-handlowe'.
Powodzenia w poszukiwaniach.
PS. Dziękuje wszystkim za podpowiedzi w sprawie BMW. Nie wziąłem- straszna rudera. Do tego, z zespołem kobiecym poszliśmy na kompromis i tak mam prawie nowego Seata Leona, na razie jeździ, tylko syn nie chce wsiadać, bo ma traumę po Toledo, który się zapalił. Może mu przejdzie?
