Mimo ogólnych problemów ze śmigłowcem, latało się fajnie.

Najbardziej zdziwiłem się, gdy przed maską przefrunął mi mój własny ogon.

Myślałem, że Empeck atakuje wichrami zza moich pleców, a to okazało się, że wlecieliśmy za głęboko w terytorium wroga i to ja byłem celem, a strzelającym nie był Empeck.

Wniosek z dzisiejszych lotów:
Nie latać pod drutami bo można się utopić.A tutaj jeszcze screen z Empeckiem w tle, czyli wymuszony postój i czekanie na topielca.
