No cóż, faktycznie w piątek polataliśmy sobie w silnym składzie, narobiliśmy nieco bigosu i - suma sumarum - tym razem miałem przyjemność dać razem z Wami wspólnie solidną lekcję pokory połączonym wojskom lądowym NATO sił zbrojnych US Army, Bundeswehry i nielicznym siłom przynależących do 1-2 mniejszych państewek.
W kwestii zorganizowanych lotów był to mój absolutny debiut więc wypada napisać w końcu małe, nieco spóźnione z braku czasu, sprawozdanie z boju.
ZADANIE:Naszym zadaniem było zlokalizowanie a następnie eliminacja możliwie największej liczby elementów zgrupowania wojsk sił zbrojnych NATO w rejonie miejscowości UDARNYJ. Pozwoliłem sobie nieco bardziej rozrysować mapkę przedstawioną przez Lilaka na odprawie:

Celem priorytetowym była brygada samobieżnej artylerii rakietowej w skład której wchodziło kilka pododdziałów wyekwipowanych w wozy ogniowe M277 systemu MRLS, zgrupowanych najprawdopodobniej na okalających wzgórzach na północno-zachodnich rubieżach miasta UDARNYJ. Należało się również spodziewać pododziałów piechoty zmechanizowanej w samym mieście w terenie zurbanizowanym.
Pododziały piechoty zmechanizowanej wyposażone licznie w czołgi (MBT) typu M1A1/M1A2, Leopard 2A5 oraz bojowych wozów piechoty kilku typów, nie licząc ciężarówek 5T, HMMWVEE i mniejszych pojazdów broniły również podejść od wschodu od strony dwóch przepraw rzecznych: mostu północnego oraz mostu południowego.
Należało się spodziewać że brygady zgrupowane przy obydwu przeprawach przez okalające miasteczko bajorko posiadały liczną i dość dobrze zorganizowaną OPL wojsk lądowych, począwszy od samobieżnych zestawów lufowych typu M163 Vulcan, poprzez liczne sprzężone sprzężone armaty plot ZU-23M-2 na różnych nośnikach, skończywszy na przenośnych zestawach rakietowych (ZRK) typu FIM-92A Stinger czy Igła-1 oraz samobieżnych nośnikach typu Roland II, M1097 Avenger czy M6 Linebacker.
Ponadto trzeba było mieć na uwadze iż w odległości ok. 20 km na zachód od miasta rozmieszczone zostały wozy ogniowe baterii rakietowej zestawu plot MIM-23B "Imp. Hawk", swoim zasięgiem zapewniający parasol ochronny nad całym rejonem. Oprócz zestawów przeciwlotniczych przeciwnik dysponował również własnymi siłami lotniczymi, włączając w to śmigłowce kilku typów, poprzez samoloty szturmowe A-10A a na samolotach myśliwskich skończywszy (F/A-18C). Jasne więc było że grupa szturmowa wiertolietów potrzebowała również własnej osłony z powietrza - zarówno do eliminacji zagrożenia z powietrza jak i uciszenia cięższych zestawów plot.
Po krótkiej odprawie zebrało się nas ostatecznie sześciu chłopa i udało nam się sformować jako-taki skład na tamten dzień.
Skład grupy udarnych wiertolietów:Para 1:John Cool: Ka-50 nr/burt. 01, kod 501
Syringe: Ka-50 nr/burt. 02, kod 502
Para 2:Mekki: Ka-50 nr/burt. 03, kod 503
Empeck: Ka-50 nr/burt. 04, kod 504
Częstotliwość radia R-800L1/L2 (UKF-1/2): 127.5 MHz
Start misji: 11:40
Wsparcie:Schmicht: MiG-29 nr/burt: 12
Uziel: Su-25T nr/burt: 07
Start z lotniska (AwB) Mineralne Wody (UWMM) zaplanowany na 11:40, dolot do spodziewanego rejonu walk około 45 km.
ROZRUCH:Jeśli chodzi o działania śmigłowców, zamiast lecieć zbitym rojem jak ostatnie wesołe palanty, najprościej było podzielić się na dwie grupki-pary udarnych wiertolietów i podejść do miasta od zachodu - pierwsza miałaby podlecieć od północy, od strony okalających wzgórz i linii wysokiego napięcia natomiast drugia miała odejść kilka kilometrów na południe i wykonać przelot wzdłuż rzeki biegnącej na południu, następnie podejść od południa do drugiej przeprawy rzecznej.
Próba rozruchu.Rozruch maszyn, start i sformowanie zgrupowania w powietrzu, pomimo kilku drobnych wpadek, odbył się zgodnie z planem. Wpadek - bo cóż, jako kompletny i całkowicie zielony debiutant zorganizowanych lotów bojowych nie uniknąłem małego zamieszania przy odpaleniu maszyny, oczywiscie z pamięci i na gorąco. Postanowiłem się nie rozdrabniać a jako że jestem urodzony twardy typ to olałem zewnętrzne podłączenie zasilania AC/DC z APY i postanowiłem za pomocą WSU odpalić silniki maszyny tylko za pomocą pozostałego napięcia z wewnętrznych baterii. Po odpaleniu baterii, interkomu (SPU), obu częstotliwości radiostacji, gidrosistemów, kontroli paliwomierza i instalacji przeciwpożarowej, oszczędzając baterie odpuściłem sobie uruchamianie kompleksu RANIET i PrNK-80 Rubikon więc zabrałem się za zapusk WSU. Po czym ta, po charakterystycznym grzmocie i sakramentalnym rozruchu... zaksztusiła się.
Odpalenie pozostałych systemów.No tak, odciąłem mu dopływ topliwa z predniego i zadniego baka, widząc że opóźniam się z rozruchem w stosunku do reszty zgasiłem turbinę rozruchową, poprzełączałem pospiesznie AZSy i spróbowałem jeszcze raz. Teraz poszedł więc przełączyłem na prawy dwigatiel, zapusk, przy 1800-2000 obrotów pchnąłem manetkę do oporu i turbina Isotowa w końcu zagrała. W międzyczasie odpaliłem IKW, zasilanie PNK, urządzenie odzewowe SRO i kilka drobniejszych systemów. Później już z drugim dwigatielem poszło gładko, wszedłem na 9000 obrotów i włączyłem automatykę wewnętrznych generatorów prądu. WSU jest już zbędne. Przed nosem przejechał mi MiGacz Szmita, skołujący z płaszczyzny postojowej na start - Ci już praktycznie są gotowi do poderwania się w powietrze. Teraz spokojnie zabrałem się za resztę - nawigację PWI-800, kanały systemu atuomatycznego sterowania, fotel katapultowy, SUO, resztę AZSów do komunikacji i TLK, wreszcie wyrzutniki UW-26 i Otklik. JAko że wrobiono mnie w dowódcę formacji ustawiłem sobie pokrętłem KTO JA kanał identyfikacyjny ID 1 dla TLK oraz tryb - chcąc nie chcąc - KOM jako Komandir.
Mieniąca się na żółto "Setka" - ciągle jeszcze uruchamia się kompleks RANIET.Dopiero teraz skojarzyłem że tak właściwie nie mam jeszcze odpalonego kompleksu nawigacyjno-bojowego, więc szybko przełączam AZSy dla ABRISa oraz kompleksu RANIET. Dopiero teraz stacja celownicza, IŁS oraz sterujące nimi komputery tj. bortowe masziny CWM "Orbita" - serce awioniki Kamowa - budzą się do życia. Po czym pobieżna kontrola wskazań przyrządów i w zasadzie - to wszystko co mi potrzebne. Niestety rozruch kompleksu trwa pewną chwilkę, po tym jak Mekki (503) zgłosił gotowoć postanowiłem już nie trwonić czasu tylko rzuciłem - 501, gotów do startu! Podrywając maszynę w pośpiechu z gaciami na kostkach domykałem jeszcze drzwi kabiny (sic!), nie mając jeszcze zielonkawych wskazań symboli kodowych IŁSa przełączyłem się chwilowo na mieniącą się na żółto siateczkę żeby mieć jakikolwiek punkt odniesienia przy korekcie trymowania.
DOLOT:Po poderwaniu maszyny, sformowaliśmy z Syringe (502) parę, po czym na niespełna 20 metrach weszliśmy na kurs 300 na PPM1, jako prowadzący nakazałem prędkość 180 km/h - prędkość jeszcze w zupełności wystarczająca i bezpieczna na tej wysokości. Rzucam kątem oka na górny panel ostrzegawczy - kurwa, kontrolka RANIET ciągle świeci na żółto. W międzyczasie podeszliśmy do linii wysokiego napięcia i trzymaliśmy się blisko niej, uważając na instalacje elektyczne i pozostawiając ją nieznacznie z prawej burty. Para Mekki (503) i Empeck (504) odeszła nieco na południe, trzymając się jakieś 6-7 km od nas. Uff, w końcu kompleks zakończył procedurę uruchomienia i można przejść na normalną symbolikę IŁSa.
Swałocz! W maszinu!!! Startujemy!W międzyczasie para osłony Schmicht na MiGu-29 oraz Uziel na Su-25T, już od dawna byli w powietrzu. Schmicht dość szybko zameldował o licznych spike'ach na Beriozie - zaróno od radiolokacyjnewj stacji obserwacyjnej i naprowadzania rakiet zestawu Hawk rozmieszczonego niedaleko jak i zachodnich myśliwców. Dość szybko zostali zresztą zaatakowani zarówno przez Hornety jak i Guźce - poza co rusz pojawiającymi się charakterystycznymi śladami dymnymi po odpalonych rakietach z daleka i splashami pozostałymi po trafionych pechowcach przyznam że niewiele widziałem - poza tym że dorwali Uziela, więc na likwidację zestawu musieliśmy trochę dłużej poczekać. Poza tym zadyma musiała się skończyć najwyraźniej na naszą korzyść bo Szmit dostał w powietrzu a nas nikt więcej nie niepokoił.
W końcu normalna symbolika IŁS.
Formowanie pary.Dość jasno okazało się przy tym że - przynajmniej na razie, po długim okresie postu i braku nalotu nie jestem właściwą osobą nie tylko na dowódcę ale i na prowadzącego formację, jakoś kilka kilometrów przed PPM1 nieco zwolniłem, do 140-150 km/h nie meldując o tym o mały włos nie doprowadzając do kolizji, jeszcze w ostatniej chwili słysząc w słuchawkach sakramentalne "501, zwalniasz!?!?". Parę nawyków muszę sobie jednak wyrobić - tu muszę pochwalić resztę chłopaków jak również Szmita i Uziela - którzy zważywszy na to że latali jako 'samotni strzelcy' sami z siebie co rusz zgłaszali sytuację w powietrzu.
Lot wzdłuż linii wysokiego napięcia.Przy czym nie tylko ja miałem drobne problemy - również Mekki (503) dość wcześnie zgłosił awarię kilku systemów, włączając w to kanały autopilota. Implikowało to fakt że przez znaczną część lotu miał nielekko, nie wspominając już o problemach z zawisem.
W międzyczasie przełączyliśmy się na PPM2, korygując kurs na 290 i prędkość na 220km/h. Lecieliśmy nisko, momentami wzbijając tumany kurzu, nad szeroko rozpościerającymi się, bezkresnymi polami Kraju Stawropolskiego. Taki a nie inny dobór trasy miał swoje zalety - przede wszystkim na szerokim widnokręgu nie mogliśmy nie przeoczyć niczego w odległości 7 - w porywach i 10 kilometrów, pomagając sobie chwilami stacją celowniczą. Po kilkunastu kilometrach lotu w tym kierunku wyszliśmy nad czoło wzgórza okalającego UDARNYJ i rzeczne bajorko ze wschodu. Zmniejszyliśmy prędkość do 80-100 km/h, bacznie obserwując stacją teren. Ktoś mógłby pomyśleć że to jest kiepski pomysł bo przecież mogliśmy się skradać niziutko w dole wzdłuż rzeki bo po wychyleniu dziobów będziemy jak na widelcu - nic bardziej mylnego, wręcz przeciwnie - spodziewaliśmy się mieć piękny widok na rzekę, most, bajorko i okalające pola. Cele powinny się ułożyć jak na strzelnicy - i prawdę mówiąc nie pomyliliśmy się. Trzeba było tylko pilnie uważać bo z map wynikało że u progu z drugiej strony jest przecięte kolejną linią wysokiego napięcie i żeby się w nią nie "wkomponować" w feworze walki - która niechybnie musiała za chwilę wybuchnąć.
Nad krajem Stawropolskim.WALKA:Podlecieliśmy do wschodniego skraju wzgórza, zmniejszając nieco prędkość do 70 km/h. Korzystając z chwili wytchnienia zwolniłem blokadę uzbrojenia, nastawiłem przełączniki salwy działek i dla broni niekierowanej, gotowość i kodowanie wiązki impulsów świetlnych systemu Priczał dla przeciwpancernych pocisków kierowanych PTUR 9A4172 "Wichr", jak również zaprogramowałem wyrzutniki uzbrajając oba na wyrzucenie w krótkim interwale po 4 pakiety flar - na tyle dużo jak na 128 sztuk kompletu żeby w "razie W" wytworzyć wystarczająco kontrastowy cel pozorny dla głowic Igieł i Stingerów. Powoli wychylając nosy zza osłony węszliśmy w poszukiwaniu pierwszych celów do kolejki. Po tym co rozegrało się nad naszymi głowami przy naszej biernej obserwacji w kóncu czas abyśmy i my odkroili sobie kawałek tortu.
Pierwsze podejście, pierwszy cel w zasięgu stacji.Mniej więcej tym samym Mekki z Empeckiem zbliżyli się od południowo-wschodniej strony nad bajorko i zameldowali o pierwszych celach w odległości kilku lilometrów. Najprawdopodobniej widzieli brygadę zgrupowaną przy południowej przeprawie. Mniej więcej w tym samym czasie Uziel zgłosił odpalenie rakiet H-58U. Oznaczało to w zasdzie tyle że za minutę-dwie najprawdopodobniej będziemy mieć zagrożenie ze strony baterii plot MIM-23B "Imp. Hawk" z głowy. Nadlecieliśmy nad szczyt wzgórza i rozpostarł się przed nami widok na północny most. Pole przed nami - tak jak się spodziewaliśmy - dla urozmaicenia poprzecinane było słupami linii wysokiego wysokiego napięcia.
Praktycznie zawisnąłem, zamiast skorzystania z auto-hovera ręcznie stabilizując i trymując wiertolieta, polecając jednocześnie mojemu prowadzonemu tj. Syringe (502) aby zrobił to samo. Od lewej strony byliśmy nieznacznie zasłonięci drugim wzgórzem - było to wygodne bo tej strony nie musieliśmy pilnować - od tego była druga para śmigłowców podchodząca do UDARNYJ od południowego wschodu. Prawie jednocześnie zameldowaliśmy o niewielkiej grupce pojazdów tuż obok przeprawy z odległości circa 7 kilometrów z kiertunku 260 stopni - 2-3 czołgi M1A2 "Abrams", ze 1-2 M2A2 "Bradley'e", do tego co najmniej M1097 "Avenger", do tego kilka odmian popularnych HUMVEE oraz ciężarówek 5T (M818). Chwilę później Syringe zgłosił odpalenie pierwszego ppk "Wichr", pozbywając się "Avengera". Manipulując wskaźnikiem Szkwała odnalazłem swój cel, ramka prowadzenia ppk w płaszyźnie wertykalnej sama skierowała się na cel, jednocześnie ustawiając pod tym samym kątem sprzężone z nią wyrzutnie APU-6 na belce BU-3WA. Po pojawieniu się sygnału "GOTÓW" (symbol "C") odpaliłem swojego pierwszego z przeszło tuzina Wichrów spoczywających na wurzutni APU.
Odpalenie PTUR Wichr.Wicherek wdzięcznie zszedł z wyrzutni rurowej rozkładając brzechwy usterzenia i zrywając przy tym z impetem osłonę z tworzywa sztucznego. Chwilę później jego czujniki uchwyciły 7 x 7 metrową bramkę naprowadzania łapiąc się możliwie najbliższego otoczenia wiązki, jego autopilot wydając komendy na stery koryguje kierunek lotu, podążając tam gdzie go Bóg prowadzi osiągając w porywach - bagatela - skromne 2300 km/h (sic!). Z tej odległości cel ma - no cóż - niewiele ponad 13 sek. na reakcję. Chwilę później uzyskałem trafienie - jak się okazało - M1043, jakiejś bliżej nieokreślonej odmiany amerykańskiego łazika. W sumie średnio atrakcyjny cel. W tym samym czasie wsparł nas z wysoka Uziel, atakując tę samą grupkę również za pomocą Wichrów i cięższych rakiet H-25MŁ, w odróżnieniu od tych pierwszych mających nieco większy zasięg i naprowadzanych na odbite światło lasera - przy czym będąc "odpowiednio" cięższymi.