Z braku czasu dawno tu nie spamowałem dlatego przegapiłem świeżość pewnych amerykańskich akcji z pogranicza thrillera politycznego.
Mianowicie jeden z najbardziej utytułowanych terrorystów na Świecie niejaki syn Ladena został wysłany w zaświaty (no to już było omawiane wyżej). Niby nic - wybory się zbliżają a "opalony" (nie moje określenie, tylko Berlusconiego) prezydent USA niewiele zdziałał poza tym, że nie jest stęchłym białasem. Trzeba było krwi - w końcu po to się dostaje Nobla za wieczny (s)pokój na Ziemi. Dobra, ale... Po tym jak Osama przestał istnieć (co wszyscy dopuszczeni widzieli w TV - nas nie dopuszczono) to się zadziały rzeczy co najmniej dziwne. Po pierwsze "Foki" spuściły do Oceanu jego ciało (nie chodzi o FW tylko o tych komandosów), "Sieć" spuściła supertajny, ekstra super, mega wypas helikopter marki "Jastrząb" po czym szczątki przekazała Chińczykom, co jak wiadomo kończy się łamaniem praw autorskich do wynalazku. Do tego te same "Foki" latały sobie zwykłym (wersja Classic) "Jastrzębiem" (no bo Elegance to im "Sieć" spuściła) i także zostali spuszczeni, tym razem przez gości, którym kiedyś darowali Stingery, a nasz minister ma z nimi masę zdjęć, co się nie podoba znów innemu ministrowi (czy ambasadorowi) z kraju powszechnej szczęśliwości i demokracji. Kilka spostrzeżeń:
- Najpierw ginie gostek, który umarł na nerki z osiem/dziewięć lat temu. Nikt tego nie widzi, lalkę wywalają do wody. Tłumy Amerykanów szaleją ( na moje oko z 5 tyś. ludzi przywiezionych z prowincji do NY)
- W tym samym czasie spada "Jastrząb" całkowicie niewidzialny dla nikogo. Panowie nie mają żadnych materiałów, żeby wysadzić taką technologię - helikopter idzie do Chin.
- Panowie, którzy zabili nieboszczyka idą w jego ślady.
Dla mnie to bardzo spiskowe. Trzeba chyba nad tym pomyśleć - a przynajmniej głęboko się zastanowić, bo to śmierdzi jak przysłowiowe "norbertowskie" lądowanie na Księżycu.
