Rozumiem doskonale. Obowiązek obywatelski jak każdy inny. Szkoła podstawowa też jest obowiązkowa. To też komuna?
No wiesz, jest szkoła obowiązkowa i szkoła obowiązkowa.
Ten system, który panuje u nas, w którym rodzice nie mają ŻADNEGO wpływu na to, czego uczą się ich dzieci, w kategoriach "funkcjonalnych" niczym się nie różni od tego hiszpańskiego, gdzie rodzice mogą nawet pójść do paki za nieposłanie dziecka na lekcję wychowania seksualnego, czy jakoś tak.
A przypominam, że w Hiszpanii ten system wprowadził nie kto inny, a komuniści.
Bez odpowiedzi natomiast pozostaje moje, być może dość naiwne pytanie - mianowicie po co państwu takie spisy? W naukę przecież państwo wtrącać się nie powinno, a do ustanawiania sprawiedliwych praw i skutecznego ich wykonywania nie jest potrzebna wiedza o tym, ile mamy jakich ludzi w kraju - przynajmniej zawsze mi się tak wydawało.
A i nie wiem, co akurat do tematu ma Kościół, bo jakiś wielki offtop z nim związany się rozwinął.
Zabawne jest też, że "legalizację aborcji" nazywa liberalizacją. Chyba jeśli w efekcie ustawy miałoby się zabijać więcej nienarodzonych dzieci, to jest to "zaostrzenie", a nie żadna "liberalizacja". Zabawne, że w tej sprawi nawet księża dają się nabrać i używają języka wroga.
Co do związków partnerskich - też kompletnie nic związanego z liberalizmem tutaj nie widzę.
U nas panuje jakiś straszny chaos semantyczny, którego objawem jest między innymi to, że socjaldemokratów (a więc takich typków, którzy o niczym innym nie marzą, a tylko o tym, żeby wydać kolejny przepis coś-tam regulujący) nazywa się "liberałami". Straszne jest, że - jak widzę - tego języka rodem z polityki albo onetu (wielkiej różnicy nie ma...) używa się na tym forum. Ja jednak apelowałbym o trzymanie się właściwych znaczeń słów, których się używa.