Nie wiem, nie potrafię tego stwierdzić, chyba że na sobie.
Otóż nauka samej gramatyki języka naszego ojczystego, to rzecz wtórna. Kiedy do szkoły idziemy: umiemy mówić, jak, to zależy od tego, jakim językiem mówi się w domu.
W podstawówce jakoś z gramatyki mi nie szło, nic, tylko ndst ew. dst=. Lektur, niemal nie czytałem, jakąś alergię miałem. Mimo, że siostra, matka, czytały.
Na jednym, dość ważnym egzaminie z historii pani profesor, słysząc co peroruję na temat, żachnęła się... O, czytał pan Boże igrzysko Normana Daviesa. A mnie, zatkało, bo de facto wiedzę tę szczególną posiadłem z TV - Planete może, nie pamiętałem, a w pewnych miejscach, brak źródła jednoznaczny jest z nieudzieleniem odpowiedzi. Odrzekłem, że moja mama czytała - zgodnie z prawdą. Roześmiała się dobrodusznie i wstawiła db w indeks.
Tak na marginesie był to akurat okres czytania niemal na metry - trza było i już. Cóż, mi się wydaje, że pewnych rzeczy (się) nie nauczymy. Co z tego, że znałem ludzi z gramatyką w jednym palcu, skoro myśli zwięźle nie potrafili wyrazić zdaniem mówionym/pisanym. Ja nadrabiałem ortografią i wolnymi wypowiedziami, oraz wypracowaniami na dowolny temat. Z gramatyką nadal kuleję, stylistycznie, czasami piszę nadto kwieciście - nie jest to dobry objaw.
Przeraża mnie jednak, że wszystko zaczyna opierać się na testach. Czy jak kogoś spytam o zdanie na temat koloru nieba wieczorem, zapyta mnie:
Co mam skreślić?
Strach, ale ryba psuje się od głowy. Także szukanie winy w młodym społeczeństwie, jest de facto przyznaniem się do porażki. Poznasz nauczyciela po uczniu.