Przyznam, że historia fizyki mnie aż tak nie interesuje, więc nie wszystko pamiętam dokładnie i kto jaką teorię przedstawił, ale arek91973 miesza strasznie. Do kompletu mógł dorzucić jeszcze Bohma i de Broglie'a, którzy mają podobne nazwiska.
Choć interpretacja pomiaru jest związana z interpretacją kopenhaską mechaniki kwantowej, a interpretacja ta ma jako jednego z ojców Bohra, to na pewno nie Bohr odpowiadał za interpretację pomiaru w mechanice kwantowej. Szczytem osiągnięć Bohra była sama koncepcja kwantyzacji poziomów energetycznych w atomie (wodoru). Kwestie pomiaru to już raczej skutki pracy Heisenberga i von Neumanna.
Wiem, że fizyka kwantowa może jawić się jako wytłumaczenie wszystkiego, a jednocześnie czarna magia współczesności i przez to arek91973 próbuje wykorzystywać ją do obrony swoich hipotez. Jednak jest to narzędzie o tyle potężne, co niebezpieczne, gdyż w nieumiejętnych rękach może zadziałać przeciwko wymachującemu nim.
W tym miejscu na chwilę odejdę od zasadniczego tematu i podam klucz do interpretacji słów fizyków. Fizycy lubią rozważać różne koncepcje, czasem dość karkołomne, jako rozrywkę, zwłaszcza grupową. Można wtedy przyszpanować jakąś ciekawą koncepcją, a potem pozostali koledzy-fizycy zamiast wieczorami spędzać czas na czymś ludzkim i przyjemnym, np. na przebywaniu z rodziną, to siedzą w swoich biurach i próbują taką koncepcję obalić lub udowodnić.
Jednak fizycy, zwłaszcza ci wychowani w duchu współczesnym - wszechobecnej funkcji falowej i prawdopodobieństwa, w tym również różnego prawdopodobieństwa w ujęciu bayesiańskim - bardzo uważają na użycie słów "jest niemożliwe". To jest szalenie mocne sformułowanie. Używa się go tylko wtedy, gdy jakieś zjawisko przeczy najbardziej podstawowym i dobrze udokumentowanym prawom. Reszta jest po prostu bardzo-, mało-, niezmiernie mało-, bardzo bardzo mało-... prawdopodobna. Przy tym nawet rzeczy z grubsza uważane za podstawy podlegają ciągłej weryfikacji. Np. regularnie w biblii cząstkowej, publikowanej co dwa lata przez Particle Data Grup, znajdują się limity na różne zjawiska, tu np. na "wyparowujący" ładunek elektryczny
http://pdglive.lbl.gov/FFconlaw.brl?lawin=Q&group=CNXX&inscript=Y&fsizein=1 . Wniosek z tej strony jest taki, że na obecnym stanie badań wiemy, że z bardzo dużym prawdopodobieństwem nawet jeśli czekalibyśmy kupę lat (4.6×10^26), to ładunek elektronu nam nie zginie. Z drugiej strony nie mamy pewności, co się stanie, jeśli poczekamy tysiąc razy kupę lat (1000 x kupa lat).
W ten sposób dodatkowe wymiary, teleportacja i wiele innych (ale nie podróże w przeszłość) są możliwe, ale ta możliwość wynika z niezbadania i małej pewności na wykluczenie niż z pewności o istnieniu. Dopóki coś jest w takim stanie, to można sobie puszczać wodze fantazji.
Przyznam, że filmu, do którego odnosi się temat, nie widziałem, ponieważ go nie znalazłem. Tzn. wisi sobie na jakimś Chomiku, ale nie uśmiecha mi się płacić za dostęp do niego (pomijając kwestie praw do filmu).
Natomiast jeśli padają tam słowa, o których pisał bip3r, to faktycznie wątpliwe rozumowanie.
Jeszcze takie zdanie:
To tak jakbyśmy powiedzieli: skoro krowa jest czarno biała, to wszystko co czarno-białe może być krową.
jest w miarę znośne, ponieważ napisałeś "wszystko co czarno-białe
może być krową". Tyle, że to nie wnosi niczego nowego, ale jest sprytnym zabiegiem, który wprowadza odbiorcę w błąd. Jeśli byłoby tam "wszystko co czarno-białe
jest krową", to byłoby to sprzeczne z podstawowymi zasadami logiki (tej matematyczno-filozoficznej). Tzn. jeśli gdziekolwiek pojawia się słowo "może", to dany wywód przestaje być zdaniem logicznym.
Na koniec jeszcze w obronie filozofii. Otóż nauka nie wie, czym jest "świadomość", a przede wszystkim "samoświadomość". Jeśli któremuś panu naukowcowi uda się wyjaśnić tę świadomość, albo napisać świadomą symulację, to zyska choć minimalne uzasadnienie dla sugerowania, że jesteśmy (a nie "możemy być") symulacją. Myślę, że jeszcze przez długie lata świadomość zostanie w rękach filozofów i nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek jakakolwiek inna dziedzina nauki da radę ją wyjaśnić całkowicie. Zdaję sobie sprawę, że wśród ogólnej kultury konsumpcjonizmu, znaczenie filozofii i etyki jest małe. Chcę tylko zwrócić uwagę, że tak było zawsze, tylko dziś chłopi pańszczyźniani zamienili się w robotników i pracowników biurowych, ale poziom ignorancji za bardzo się nie zmienił. Tyle, że nie liczy się już jedynie pełny brzuch, ale dobra fura, wielka chata i wakacje w Hurgadzie. Daję głowę, że gdyby w odpowiednich czasach większość społeczeństwa znała Pascala czy innego Kartezjusza (a nawet Newtona czy Kopernika), to uważałaby ich za totalnych darmozjadów, którzy chodzą z głową w chmurach zamiast zrobić coś przydatnego - np. sprawić, żeby sąsiadce krowa dawała skisłe mleko lub skonstruować maszynę do pędzenia bimbru z siana i liści.
Dlatego zostawmy świadomość i symulacje filozofom, którzy sprawą zajmują się od lat. Zainteresowani znajdą odpowiednie źródła i poczytają, a jak nie, to niech szukają np. Qrdla i pytają.
Za to co do zabaw na styku filozofii, teologii i fizyki, to z dzisiejszego spaceru z psem mam coś takiego: Zgodnie z teorią względności, jeśli absolut istnieje i nie ma świata w czterech literach, to musi być niematerialny i wszechobecny.