Ja bym powiedział, że zmiany są olbrzymie, ale może dlatego, że nie jadę na Warthogu, tylko potowym CH. W każdym razie wciąż trzeba się starać, ale zniknął efekt wahadełka. Przy starcie i zawisie wreszcie można spokojnie sobie wytrymować i za bardzo nie dryfujemy. Jakoś lepiej czuć maszynę. Odnoszę wrażenie, że wiem co robię i może nie latam jakoś mega precyzyjnie, ale może wystartować, zawisnąć i wylądować gdzie i jak chcę bez nagminnej nerwówki, spiętego karku i patrzenia na VVI i sztuczny horyzont co pół sekundy. Moment bycia bliskim wpadania w vortexa teraz można wyczuć i skutecznie skontrować bez zbytniego baletu po niebie i co najważniejsze, wiem co się dzieje bez patrzenia na VVI.
Ogólnie jest łatwiej i bardziej... logicznie? Myślę, że nowa osoba może teraz usiąść do sima i pierwsze 5 sekund nie skończy na WTF? ze strony pilota i wielkiej kraksie. Nie jest też tak, że mam już super-obycie, bo nie latałem przez tydzień z braku czasu i pilotowałem pod wpływem (a jak!).

Nie powiedziałbym też, że jest jakoś sporo łatwiej, wciąż trzeba to i owo wiedzieć i pilnować się, ale zniknęło już nagminne rytmiczne machanie gałką i konieczność nadludzkiej antycypacji.
Żaden tam ze mnie ekspert i jeśli nie liczyć samo-latającego się Kamowa, to moje doświadczenie na trzepaczkach jest żadne, ale wydaje mi się, że FM jest taki jak powinien być - nie jest prosty, ale też nie tak kosmicznie trudny jak początkowo.
W dużym skrócie: wciąż potrzeba się skupić, ale nie jest już tak, żeby człowiek musiał spędzić 6 godzin na ćwiczeniu ładnego zawisu, czy lądowania gdzie się chce, żeby stwierdzić, że nie jest to niemożliwe.
Mimo wszystko, nieco z tych niesamowitych emocji przy oblatywaniu pierwszej wersji odeszło.