Ciekawostka: http://www.tankarchives.ca/2014/11/d-25-one-piece-shell.html
Po wprowadzeniu jednolitego pocisku kalibru 122 szybkostrzelność wcale nie wzrosła
, co więcej, w pewnych położeniach działa nie można było go załadować wcale. Taka wrzutka w temacie, że lepsze czasami jest wrogiem dobrego.
Wysłane z mojego SM-T865 przy użyciu Tapatalka
Generalnie to co ładowniczy wkłada rękami do zamka nie powinno być cięższe niż ok. 25-30 kg (oczywiście w przypadku jakichś ciężkich dział, gdzie sam pocisk waży więcej, nic się już nie poradzi). Tyle w przybliżeniu waży nabój (pocisk + ładunek miotający) do armat kal. ok. 100 mm. Czyli w tych regionach można się już zastanowić nad rozdzielnym ładowaniem.
Rosjanie na początku lat 40. pracowali nad 107 mm armatą czołgową ZiS-6 dla przyszłego czołgu ciężkiego KW-3 i następców. Nic z tego nie wyszło z różnych względów, projekt KW-3 podczas wojny zarzucono, armata też do seryjnej produkcji nie trafiła. Troszkę później w 1943 Rosjanie przymierzyli się do 100 mm armaty czołgowej i powstała D-10, bazująca na konstrukcji armaty morskiej B-34. No i właśnie do czego jej nie przymierzano - T-34, T-44, IS, różne pojazdy prototypowe - konkluzja za każdym razem była taka sama: ciężar i długość scalonego naboju poważnie utrudniają pracę ładowniczego w ciasnym wnętrzu czołgu i w efekcie działa nie można efektywnie użyć. Ostatecznie armatę zamontowano tylko w samobieżnym dziale SU-100, a po wojnie skonstruowano pod nią odpowiedni czołg T-54.
Ja to często przywołuję jako taki przykład pewnej takiej straconej okazji. Bo 107 mm armata ZiS-6 była właśnie rozdzielnie ładowana. A balistycznie wiele nie ustępowała armacie 100 mm, może z 10% mniejsza energia, tego rzędu. Więc tych problemów z ciasnotą nie byłoby pewnie aż tak wielkich. Dla T-34 to i tak raczej za mocna zabawka, ale do tych innych może dałaby się zapakować w miarę bezboleśnie.