Znamy to powiedzenie, znamy... u nas radykalizmy raczej odpadają. Ludzie mają słabszy temperament. W 1956 roku, 28 czerwca miał miejsce słynny strajk. Oprócz niskich pensji, bezsensownego tempa pracy ludzi irytowała bylejakość. Heh, gdyby robotnicy z Cegielskiego chcieliby zbrojnie wystąpić, zabrali by setki "sudajewów" z linii montażowej. A tego nie zrobili. Przygotowano transparenty, do marszu dołączyli się milicjanci w mundurach (sic!). Są zdjęcia z tego. Oczywiście przed strajkiem wysyłano całą masę delegacji, które były lekceważone przez władze. Ludzie się wkurzyli i wyszli na ulice. Ale co ciekawe, w trakcie marszu... starano się nie deptać trawników i niczego nie niszczyć! Atmosfera była jak na jakiejś majówce. W tłumie było sporo dzieci. Później już wiemy jak to się potoczyło...
Poznań jako taki jest antykomunistyczny, ale zgodnie z wcześniejszym powiedzeniem, władza to władza. Owszem, ludzie bili się z ZOMO w stanie wojennym, a z drugiej strony przynależność do partii nie była tak potępiana. Prawie cała starsza kadra naukowa była w partii, jest jeden antykomunista, ale on mógł być nim, bo komunistka "chowała go pod spódnicą". Po prostu nie ma tutaj takiego ciśnienia. Ludzie często należeli do partii i ją krytykowali. Może to dlatego, że wielu Wielkopolan było Volksdeutschami i służyło w siłach zbrojnych III Rzeszy. Namawiał ich do wstępowania na listy sam Sikorski z Hlondem, w obawie przed represjami i rozliczeniami za powstanie Wielkopolskie