Żaden ze mnie ekspert, nie mam nawet porządnej monografii poświęconej stodziewiątce, natomiast z dostępnego ogólnie źródła, czyli wiki, wynika, że co najmniej 10% wszystkich wyprodukowanych Bfów Niemcy stracili w wyniku wypadków podczas startu bądź lądowania. Co do mechaniki tych elementów lotu, to tak na moje niewprawione oko - porównując do materiałów na Youtube - przynajmniej lądowania wyglądają bardzo realistycznie. Starty pewnie też, ale nie mam takiej wprawy by w moim wykonaniu był to atrakcyjnie wyglądający manewr.
Również na wiki napisano, że od 1944 część egzemplarzy serii G była przerabiana na dwumiejscowe trainery (oznaczane G-12). Wreszcie, żeby jeszcze trochę uściślić, to pod którymś z filmów na YT poświęconych czerwonej siódemce (Buchonowi przerobionemu na G-4) jest obszerna notka biograficzna tego samolotu, z której wynika, że od czasu produkcji już po wojnie, do ubiegłego roku włącznie samolot ten uczestniczył w kilku poważnych wypadkach lotniczych, po których szczęśliwie właściciele przywracali go do stanu lotnego, i można go teraz podziwiać w pełnej krasie.
Co do pytania kolegi powyżej: opuszczam klapy na maksa, wprawdzie trwa to długo, ale przy powolnym locie całkiem dobrze stabilizuje samolot. Samo przyziemienie wykonuję yyy... w trybie przeciągnięcia. Czyli lecę sobie na poduszce przypowierzchniowej tuż nad pasem, niemal muskając podwoziem beton, jednocześnie ciągnę drążek do siebie pulsacyjnymi ruchami (proponuję poszukać filmów z kokpitów z lądowań taildraggerami - wygląda to bardzo podobnie), w końcu samolot traci siłę nośną i delikatnie opada na wszystkie trzy kółka. Nie ma problemów z podskakiwaniem. Jeśli jednocześnie wcisnę hamulce do oporu i ściągnę drążek do siebie, to nie ma ryzyka, że zjadę z pasa, czy urwę skrzydło, trzeba tylko pod koniec hamulec zwolnić i zablokować kółko ogonowe. Oczywiście delikatna praca hamulcami żeby utrzymać tor jazdy i voila

.