Dziękuję, może w tym sezonie uda się polatać razem

Można powiedzieć, że PZL-ka prawie skończona. Zostało pomalować kołpak i koła, dorobić oszklenie kabiny i przymocować odbiornik i koła (do zdjęć koła wsadzone luzem), oraz dorobić atrapę silnika. Myślałem, że zrobię fotkę w całej okazałości na dworze, ale popaduje, została mi więc modelarnia, a na stole było jedynie tyle miejsca by dołączyć jedną część skrzydła.
I najważniejsze, malowanie

- to moja wariacja na temat PZL-ki wtedy majora Leopolda Pamuły, malowania okolicznościowego (kilkudniowego), tzw. "koguciego".
Otóż tak była maźnięta farbą PZL-ka podczas dużych manewrów w 1936 roku. Już sam fakt zamalowania (bez żadnych konsekwencji) szachownic na stateczniku pionowym świadczy o pozycji i nieprzeciętnej fantazji tego pilota. Mam jedynie dwie małe fotki i bardzo fajną relację ze sklejania wersji plastikowej, którą zlokalizowałem w sieci.
Z góry biję się w piersi, że symulowanie maźnięć farbą za pomocą wyciętych kawałków folii nie jest łatwe (przynajmniej dla mnie) i wyszło jak wyszło, ale odkąd pierwszy raz przeczytałem o Pamule we wspomnieniach Zumbacha, a potem trafiłem na te fotki to wiedziałem, że muszę spróbować to zrobić.
No i kolejna rzecz kompromisy: założyłem, że buduję model do latania, a nie do postawienia w gablocie. Z moich doświadczeń przy tej samej aerodynamice im model zrobiony lżej, lata lepiej (często różnica jest aż nieprawdopodobna), stąd przy tej wielkości nie siliłem się na waloryzację, wybrałem lekką folię pokryciową w kolorze niezbyt zgodnym z polskim khaki(gdyż zgodnego koloru nie znalazłem), zamiast pokrywać innymi wynalazkami i malować. Okazało się, że zrobiłem naprawdę lekko, lżej od prototypu jednego z Autorów modelu, czego skutkiem ubocznym było zamontowanie lżejszego silnika i napędzanie go bateriami 3s, zamiast pierwotnie planowanych 4s, co znowu przełożyło się na dalszą redukcję wagi do lotu.
Próby statyczne w mojej modelarni wskazują, że model ma dużo ciągu i wyrywa w górę, czyli nie odbyło się to kosztem osiągów.
Mam nadzieję, że widok tych mewich skrzydeł na niebie usprawiedliwi podjęte przeze mnie kompromisy.
Obiecuję zamieścić jeszcze fotki w pełnej krasie, a na razie połowiczne


