Zgadza się damos, sytuacja na drodze jest jaka jest: komputerowe "cacuszka na kółkach" wymagają od kierowców coraz mniej wiedzy, umiejętności i myślenia na co dzień, więc są oni też coraz mniej przygotowani do działania w sytuacjach "niecodziennych". Ale ja nie o kierowcach w szczególności, tylko o obywatelach ogólnie. Śnieg i mróz w miesiącach zimowych są normalne w tym klimacie (a nawet do niedawna były typowe). Współczuję głęboko tym, którzy ich nie lubią; ale trzeba z tym żyć, czy się tego chce, czy nie. Jeśli ktoś nie potrafi sobie z "zimą" poradzić, to ma poważny problem. Znaczy to bowiem że nie potrafi żyć w warunkach, w jakich żyć mu przyszło. Mniej niż średnią długość życia temu taki ktoś po prostu zimy by nie przeżył, bo umarł by z głodu. Dziś jednak "szantaż litości" wymusza ponoszenie przez nas wszystkich gigantycznych kosztów (tak ekonomicznych, jak i ekologicznych!) "utrzymania zimy" (głównie dróg) tylko po to, żeby niewielka część społeczeństwa mogła nadal praktykować "kult ignorancji" i domagać się (nawiązując ponownie do dróg) "czarnych, suchych" przez okrągłe 12 miesięcy. Gdy uczyłem się prowadzić (a było to w górach, a do tego miałem znacznie mniej lat niż "ustawowe minimum"), wszystkim wystarczyło trochę piasku na skrzyżowaniach i przystankach autobusowych (stare Ikarusy i Jelcze miały kłopot z ruszaniem pod górę po śniegu). Teraz każdy chyba zna kogoś kto "wyleciał z drogi" na prostym odcinku, bo "zaskoczyły go warunki". O panienkach w mini i kusych sweterkach narzekających na zimno przy +5 to już się nawet wspominać nie chce.