Nie wiem o co chodzi z fenomenem Sapkowskiego, ale może kluczem do jego postaci będzie rok około 1997, kiedy to mój kumpel, wielki fan prozy Sapokwskiego, poszedł na spotkanie z nim. Działo się to we Wrocławiu na ulicy Świdnickiej w jakimś pubie. Sapkowski nawalił się jak meserszmit i gadał od rzeczy, zachowując się jak mój kumpel odstawiający psychotropy.
Generalnie dziadzia nie ogarnia całości rzeczywistości, w dodatku ma problem z alko, co przy wybujałym ego może powodować różne nielogiczne i niespójne reakcje.
Próbowałem zacząć kiedyś złapać coś Sapkowskiego, ale po pierwszych paru kartkach odrzucił mnie styl. Podobnie miałem z "Grą o tron". Nigdy już nie próbowałem wrócić do tych pozycji. Natomiast serial Netflixa ma zadatki na coś strawnego, ale tylko dzięki temu, że nie gra w nim Jerzy Trela czy Andrzej Seweryn, a jedynie prości holyłudzcy aktorzy. Just my two cents.