Odnośnie chodzenia po dworze, czy raczej wychodzenia z domu, to myślę, że sporo osób nie ogarnia problemu, którym nie jest bieganie na jakimś zadupiu, tylko to co się dzieje, zanim do tego dojdzie... To nie jest tak, że ubieram się jak pajac, a potem "cyk", jak w Star Treku, i jestem nad rzeką czy w parku. Zanim zacznę swój "niemożliwy do rezygnacji" sposób spędzania czasu, muszę wyjść z domu, pomacać różne klamki, drzwi, włączniki etc., czyli albo sam zostawiam wirusa, albo go mogę załapać. Oczywiście ktoś powie "Mam własny domek, podwórko, mieszkam na wsi i niczego wspólnego nie dotykam!" Owszem, ale już sobie wyobrażam prawo, które mówi coś takiego "jak mieszkasz w bloku, to nie wyłazisz, jak w domku jednorodzinnym, to możesz, no i jak jesteś celebryta to też możesz, bo muszą cię widzieć". Na pewno byłoby to lepiej przyjęte przez tych z bloków niż obecne, bądź co bądź, równe traktowanie wszystkich, tzn. zakaz wyłażenia.
Jak to ogarniecie, to będziecie w domu, zarówno dosłownie jak i w przenośni.
Tako rzecze,
Zaratustra