Pół roku minęło, czas by coś napisać. Ciężkie to było pół roku. Zero wolnego czasu, nie pamiętam kiedy tak zarobiony byłem. Niemniej coś do przodu poszło. Najwięcej przy 266 ale też troszkę przy samolocie i KrAZie. Ale po kolei…
Wyczyściłem środki tylnych bębnów hamulcowych. Tony błota tam były po utopieniu KrAZa przez moją Żonę. Jedno z kół od stania z błotem zaklinowało się całkowicie. Nie można go było ruszyć.

Udało się też wyjechać na 2 jednio dniowe wypady w teren. Podczas jednego z nich była okazja zapoznać się z innym KrAZem.

Fajnie, bo po raz pierwszy mogłem usiąść za kierownicą innej maszyny i porównać ją do mojej. A różnic było sporo. Na przykład lewarek biegów. Było czuć sprężynę, która ustawiała lewarek w stałym miejscu na luzie. Można było „wyczuć” gdzie który bieg jest. U mnie lewarek latał „luzem”. Położenia biegów nie były wyczuwalne. Trzeba było po prostu wiedzieć, gdzie który bieg jest aby go wbić. Miałem tak od zawsze więc myślałem, że każdy KrAZ tak ma. Wystarczyło przejrzeć rysunki. Okazało się że w skrzyni jest sprężyna która za to odpowiada. U mnie była zacięta we wciśniętym położeniu. Wystarczyło kilka „młotków” w obudowę sprężyny i zaczęła działać. Teraz już to działa tak jak powinno.
W szoferce zawiesiłem torbę na podręczne graty. Brakowało mi miejsca gdzie podczas jazdy można wrzucić wodę czy radio. Teraz już takie miejsce mam.

Podczas jazdy po krzakach urwałem tablicę rejestracyjną. Zrobiłem jej więc podkładkę z płyty aluminiowej.

Udało mi się zdobyć kosze na kanistry, znaczek w lepszym stanie od mojego oraz oryginalne zblocze.
Zblocze rozebrałem i nasmarowałem. Pasuje idealnie do skrzyni z narzędziami w KrAZie. Teraz będę musiał jeszcze kupić szeklę o odpowiedniej nośności.

Kosze kanistrów przypasowałem do auta. Wygląda to super. Montować będę je dopiero na wiosnę.

Udało mi się też zdobyć dywanik w lepszym stanie od tego który mam w KrAZie. Kiedyś założę

.

Zdobyłem komplet uszczelek do silnika:

Lepiej jak będą sobie spokojnie leżały. Na pewno mi się przydadzą prędzej czy później. W styczniu zacząłem przygotowywać się do II Zlotu KrAZ w Bornem. Plan był taki, że będę wiózł moją ekipę na skrzyni ładunkowej podczas parady. Trzeba było się więc zabrać za naprawę skrzyni. Dorobiłem i pospawałem brakujący stopień drabinki.

Naprawiłem Ławki. Pouzupełniałem w nich brakujące śruby itp. Z tyłu skrzyni brakowało mi łańcucha. Kupiłem więc łańcuch. Aby go zamocować brakowało ucha na słupku, dorobiłem więc je.

Trzeba było zająć się opończą. Pałąki pod ciężarem opończy tak głęboko weszły w słupki, że opończa wisiała na aucie luźno. Zdjąłem więc ją i do słupków wspawałem ograniczenia wykonane z gwoździa.

Te widoczne na zdjęciu końcówki gwoździa odciąłem i zeszlifowałem na równo. Spawy zamalowałem. Dzięki temu opończa podniosła się wyżej. Było tak jak po lewej, jest tak jak po prawej:

Jest lepiej. Pałąki teraz siedzą wszystkie na jednej głębokości w słupkach. Niestety okazało się, że mają one różne wysokości. Wygląda jakby nie były z jednego kompletu. Część z nich jest pogięta. Ponieważ siedzą płycej, to zaczęły się przechylać. Pomimo tego, że plandeka jest naciągnięta bardziej, to i tak całość na aucie wygląda gorzej. Nie było czasu już z tym walczyć. Będę musiał do tematu wrócić. Prawdopodobnie wykonam nowy komplet na wzór starych i wtedy będzie już odpowiedni efekt mam nadzieję.
Według przepisów auto wiozące ludzi na skrzyni transportowej powinno być oznaczone. Wykonałem więc odpowiednie oznakowanie z przodu:

oraz z tyłu auta:

Nie podoba mi się wygląd auta z takim oznaczeniem. Nie będę więc jeździł z tym na „co dzień”. Pojechaliśmy na lewiznę. Ja z Łukaszem KrAZem a Dziewczyny skodą. Udało się pokonać 200km w 4 godziny. Mieliśmy tylko 2 przystanki, jeden aby poprawić plandekę i jeden na kawę.

Taki byłem uciszony, że auto dojechało, że poklepałem je po mordzie i pochwaliłem,... no i pojechaliśmy z Łukaszem zrobić rundę po poligonie. No i co? Głupia krowa zdechła od razu. Nie dostawała paliwa. Zaczęliśmy zaglądać po kolei do filtrów paliwa. Wszystkie były w dobrym stanie. Sprawdziliśmy połączenia przewodów paliwowych. Usunęliśmy nieszczelności. Walczyliśmy tak długo, że rozładowaliśmy akumulatory. Zrobiło się ciemno.

Nie było wyjścia. Nie można było dłużej czekać bo już zaczynała się integracyjna impreza. Zadzwoniłem do chłopaków z Muzeum. Jak zawsze można było na nich liczyć. Przysłali po nas KrAZa. Zabrałem ze sobą hol sztywny od mojego 266 więc luzik.

Tyle, że okazało się, że hol ma za małe ucho, żeby dopiąć go do tylnego haka KrAZa… Czyli jak zawsze. 😉 Na szczęście miałem też linę i resztki powietrza w hamulcach. Bo jak powietrza nie ma, to nie ma i hamulców 😉. No i tak trafiliśmy pod wiatę w Muzeum.

Tu można było już podjechać skodą, rozpakować agregat, zacząć ładować akumulatory, zmajstrować sobie lepsze oświetlenie itp. itd. Zamiast pójść na imprezę, to zaczęliśmy walczyć po nocy. Prostownik niestety miałem na 12V. Zamówiony w Chinach 24V prostownik dotarł dopiero dzień po naszym wyjeździe… Ładowaliśmy więc raz jeden raz drugi aku i tak walczyliśmy. W końcu udało nam się odpalić silnik z 20 litrowej bańki. Spadł więc kamień z serca… bo już było widomo że sytuację opanujemy.

Wyciągnęliśmy akumulatory. Pożyczyliśmy 24V prostownik i pojechaliśmy „na hotel”. Tam podłączyliśmy aku do ładowania, zażyliśmy trochę czerwonego środka na nerwy i poszliśmy spać.

Następnego dnia rano sytuacja była opanowana. Udało się trochę pojeździć po terenie. Po południu była zaplanowana wycieczka lasem po Borne. Zależało nam żeby pojechać bo rok temu na niej nie byliśmy. Na wszelki wypadek wyczyściliśmy osadnik i dmuchnęliśmy przewody paliwowe. Pojechaliśmy… może kilometr i powtórka z rozrywki. Zabite przewody paliwowe na wejściu do osadnika.

Na wejściu do osadnika jest kolanko. Jest tam bardzo mały przekrój. W tym miejscu te kolanko potrafiło nam się zabić syfem. Gdyby tam przepływ był duży, to syf zostałby w osadniku i byłoby git. Będę musiał to przerobić. Niestety na miejscu nie było to do zrobienia. Postanowiliśmy dać dodatkowy filtr, który na wejściu ma dużą średnicę przewodu, więc wejście nie zablokuje się syfem. Niestety sklepy właśnie zamykali. Udało nam się znaleźć telefonicznie odpowiedni filtr w Szczecinku ale nie było szans zdążyć do sklepu przed zamknięciem. Umówiliśmy się ze sprzedawcą, który mieszkał 30km od Borne, że zabierze nam ten filtr do siebie do domu. I tak w nocy udało nam się wejść w posiadanie filtru. Jak łatwo się domyślić następną noc, i następną integrację diabli wzięli… 😉.
Ale tu nastąpiło drugie wydarzenie mające wpływ na sprawność techniczną auta 😉. Mianowicie poklepałem je po ryju i powiedziałem, że jest głupią krową, i że na wiosnę będę wywoził złom, i że zostało mi sporo tarcz do cięcia metalu po rozbiórce szklarni, i że ze wszystkim poradzę sobie sam, ma się więc nie martwić. KrAZ to mądre auto z duszą, wie kiedy ja żartuje… Pomogło, więcej z układem paliwowym nie mieliśmy problemu 😉.
No, jeszcze przed paradą okazało się, że nie mam świateł mijania. „Długie” są, „krótkich” brak. Przerwane były włókna w obu żarówkach. Nie wiem jak to możliwe, bo na światłach w terenie nie jeździłem. Jedyne co przychodzi mi do głowy to to, że nie wytrzymały mechanicznie wstrząsów. Żarówki zapasowe miałem, była to więc szybka akcja. Udało się sporo pojeździć.

Udało się też zrobić grilla „na pace”:

No i największe zaskoczenie… Dostaliśmy nagrodę „Najbardziej Zasłużone Auto”. To była najfajniejsza nagroda zlotu i zarazem jedyna nagroda z własną historią. Nagroda to kierownica zdemontowana z KrAZ-255. Wyeksploatowany KrAZ trafił do firmy P.W. MOTODEMONT. Zamiast oryginalnej kierownicy w KrAZie była zamontowana kierownica wykonana z łańcucha i zbrojonych prętów. Kierownicę wykonał kierowca tego KrAZa pasjonat marki. Kierownica została zdemontowana i ufundowana przez firmę P.W. MOTODEMONT jako nagroda.

No i trafiła się nam – za wytrwałość.

Do domu wróciliśmy późnym wieczorem bez problemów, 200km w 4 godziny. Tyle, że światła drogowe były słabe. O wiele lepiej jak w tamtym roku, ale i tak jakby się znowu przestawiły. Trzeba się będzie temu lepiej przyjrzeć i załatwić to definitywnie. Miałem też satysfakcję, bo w końcu w drodze „padła” 😉 skoda a nie KrAZ – zabrakło jej wiatru 😉.

Muszę przyznać, że po powrocie padłem „na ryj”. A nagroda wraz ze zdjęciami zawisła w honorowym miejscu, na ścianie salonu, gdzie najwięcej przebywamy.

Szkoda, że już po zlocie. Tyle się tam działo, że zapomniałem o pracy i codziennych problemach… Za rok znowu tam pojadę!