Jeśli Rosjanie na wschodzie kraju zaczną niszczyć infrastrukturę (np. elektrownie) to znaczy, że ich plan nie wyszedł i zostali zmuszeni zmienić koncepcję. Pierwotnie liczyli, że ich atak spowoduje szybką rozsypkę ukraińskiej armii i łatwe zajęcie wschodniej i południowej części kraju. Stąd właśnie taka "niskokosztowa" inwazja. Bez pancernego walca i bez zadawania strat cywilom. Potem w Kijowie obsadziliby swoich ludzi, a dotychczasowe władze z niedobitkami wojska wycofałyby się na Zachodnią Ukrainę. Wschodnie "państwo" byłoby na utrzymaniu Moskwy, stąd właśnie ostrożność przy infrastrukturze, żeby nie musieć jej odbudowywać. Tak samo z ludnością. Jakaś babcia podchodzi do rosyjskich żołnierzy i bez przeszkód ich dojeżdża. A oni nic.
Według Cara wschodnia Ukraina jest prorosyjska i zaakceptowałaby taki układ. Innego zdania był wprawdzie szef jego wywiadu, więc go publicznie sponiewierał, aż dziadkowi ręce się trzęsły. Car zagrał więc vabank i nie mając wystarczających sił zaatakował. Armia opracowała błyskotliwy plan "Market-Garden" z desantem na lotnisku pod Kijowem i potem zajęciem stolicy z marszu. Jednak tradycyjnie WWS nie wywalczyło panowania w powietrzu i żołnierze nie dostali wzmocnienia. Za to dostali artylerię rakietową od Ukraińców. Znaczy ostrzał na płaskim lotnisku. Skutek taki jak w 1944 r.
Jedyna nadzieja dla Rosjan, że morale się Ukraińcom załamie.