Stabilna, dostatnia i demokratyczna Ukraina to dla nas przede wszystkim potencjalny cenny sojusznik oraz partner handlowy - jesteśmy przecież dla nich oknem na zachód.
Tak było dotychczas... ale niekoniecznie tak musi być w przyszłości, bo jeżeli konflikt skończy się tak, ze "zachód" mocno wejdzie na Ukrainę, to będziemy tylko "przedpokojem". Do tego jest jeszcze jeden ważny gracz ekonomiczny - Chiny, oni znowu mogą wykorzytsać powojenna sytuację "wygranej Ukrainy" jako swoje kolejne okno "na zachód".
Wszyscy widzimy jak chętnie Niemcy angażują się w pomoc...
Za to my się angażujemy nadmiernie, "machamy szabelką" (choć mocną stępioną i zużytą, a i tak wyciągniętą z muzeum) na lewo i prawo - a Niemcy po prostu "kupili popkorn". Inna sprawa, że może nie do końca... tylko nie koniecznie "wydzierają pysk" na pół świata i całkiem po cichu kombinują jakie działania będą dla nich najkorzystniejsze. Jak na razie działania "naszych" to zdecydowanie bardziej uderzają we własne społeczeństwo, niż w Rosję - bo mocarstwem to my nie jesteśmy, nigdy nie byliśmy i nigdy nie bedziemy. Perspektywicznego myślenia również jakoś nie widać... ale to tutaj w zasadzie już długa tradycja.
Jedno nie wyklucza drugiego, gdy Rosja definitywnie upora się już z Ukrainą, w kolejce czekają republiki bałtyckie. Dwa w jednym: NATO i dawne terytorium ZSRR. Oczywiście obecnie taki scenariusz wydaje się bardzo mało prawdopodobny, wręcz absurdalny, ale co będzie za 10-20 lat... wróżenie z fusów. Jaki ekspert 10 lat temu przewidział to co się dzieje obecnie na świecie?
To, że jeśli Rosja "upora się z Ukrainą" to w kolejce coś tam czeka jest w sumie prawdopodobne (ale po wynikach działań na Ukrainie już bardzo mało prawdopodobne), ale moim zdaniem raczej nie dotyczyć to będzie "republik bałtyckich". Wygrania jakiegokolwiek konfliktu z NATO to raczej sobie nie wyobrażają najwięksi rosyjscy optymiści... W przypadku konwencjonalnego konfliktu będzie tutaj decydował poziom techniczny oraz zaplecze gospodarcze, a nuklearnego to wiadomo... wygranych brak.
Raczej w tej "kolejce" rozpatrywałbym kierunki typu Mołdawia, Gruzja czy Kazachstan. Dlatego od początku uważam, że im wieksze straty Rosji w wojnie z Ukrainą tym lepiej - ich potencjał militarny i ekonomiczny nie odbuduje się przez wiele lat. a sama wojna z Ukrainą - nawet jeśli finalnie wygrana spowoduje, że przez wiele lat nie będą zdolni do powtórzenia czegoś takiego. Sądzę, że mrzonki o odzyskaniu terenów dawnego ZSRR to już im wywietrzały z głowy - realia pokazały co naprawdę mogą.
Po prostu mam obawy, że dla Kremla żadna cena nie będzie za wysoka, jeśli ostatecznie osiągną swoje cele na Ukrainie. Będzie to wystarczająca podstawa do tego, żeby w przyszłości rozpocząć podobną Z-operację w innym miejscu.
Sądzę, że nie... tak się wydawało tuż po rozpoczęciu tej wojny. Tak jak powyżej - oni już się przekonali co mogą (a raczej czego nie mogą), teraz pozostało jedynie ambicjonalnie jednak wygrać w Ukrainą, osiągnąć zdobycze terytorialne i ogłosić jakieś jednak zwycięstwo, a potem przez długie lata "lizać rany".
Stąd obstawianie przegranej Ukrainy wydaje mi się bardzo ryzykowne w dłuższej perspektywie, chyba, że w międzyczasie Rosja całkiem się poskłada gospodarczo i zrobi powtórkę z 1991 roku.
Co w sumie w perspektywie i ze wzgledu na koszty wojny jest dość prawdopodobne...
Ale też nie widzę opcji na pełne zwycięstwo Ukrainy i powrót do granic sprzed wojny, Rosja nie odpuści, nie teraz gdy konflikt urósł do rangi egzystencjalnej.
I tutaj się w pełni zgadzam.
To jest dość osobliwe, że pomimo setek badań naukowych, analiz i mnóstwa doświadczeń, ludzie są dalej przekonani, że coś w polityce globalnej od nich zależy, szczególnie tej z największą kasą, czyli militarnej i energetycznej.
To czy będziemy mieć "agresywnego sąsiada" (Rosja) czy plemię przyjaznych "elfów" (Ukraina), zależy od tego kto będzie miał w tym interes. My się zaczniemy zbroić, ichniejsi, kacapowscy politycy powiedzą to samo: musimy się zbroić, bo "oni" są "agresywni i koło się zamyka, a kasa koncernów zbrojeniowych brzęczy.
Jedyną opcją wyrwania się z tego zamkniętego kręgu jest rozwój cywilizacyjny, co we współczesnych czasach nie oznacza "ile mogę sobie kupić browarów za pensję", ale czy nasza kultura i nauka jest wpływowa. Oni mają nam zazdrościć rozwoju i chcieć mieć podobnie jak my, a nie nas się bać... bo zawsze ktoś przyjdzie z większą pałą, bo to akurat nie wymaga dużo myślenia, tylko mięsa armatniego.
A i owszem, co do pierwszej części Twojej wypowiedzi... tylko jednak pamiętaj, że ZSRR wykończył wyścig zbrojeń, a nie "wyższa kultura" zachodu. Dlatego twierdzę, że w przypadku przyszłego "wyścigu zbrojeń", który już jest nieunikniony lepiej byc w pozycji dawnego NRF-u, bo to będzie nas kosztowało znacznie mniej, niż gdyby w tej roli była "zwycięska Ukraina".