Nie wiem, co oglądał twój kolega, Trotylski, ale wszędzie miałeś i nadal masz, że sytuacja Ukrainy jest krytyczna. Bo nadal jest. Cieszy oczywiście każdy zniszczony ruski czołg, każdy zestrzelony samolot czy helikopter, i w sumie każdy wyeliminowany ruski, co nie zmienia tego, że systuacja na frontach jest nadal bardzo zła...
Właśnie o to mi chodziło: o tym, że sytuacja Ukrainy jest nadal bardzo trudna wiesz Ty, wiem ja, wie zapewne znakomita większość użytkowników forum – czyli osób, które mają trochę szersze pojęcie o „temacie”, szperają po „branżowych” forach, portalach, książkach i czasopismach i np. na temat czołgów wiedzą coś więcej niż tylko to, że „ruscy robią im wieżyczki w kształcie czaszki, żeby podkreślić nawiązanie do symboliki SS” (tak, spotkałem się z taką „wiedzą”). A mój kolega nie podziela naszych zainteresowań i wiedzę o wojnie – jak zapewne większa część społeczeństwa – czerpał właśnie z „masowych” źródeł: wiadomości w telewizji i newsów na portalach informacyjnych. Ja też od czasu do czasu włączam sobie telewizor (i to nie tylko TVN) i zaglądam na „onety”. I gdziekolwiek nie spojrzę to mam wrażenie, że właśnie „na frontach” wszystko toczy się świetnie: Rosjanie uciekli spod Kijowa i teraz drepczą w miejscu w Donbasie (a nawet się cofają, bo częściej widzę newsy o kolejnych miejscowościach przez Ukraińców odbitych, niż o straconych), codziennie dostaję kolejne garście wysadzonych/spalonych/zmasakrowanych rosyjskich czołgów (czyli za chwilę Putinowi skończą się czołgi), kolejne zastępy wygłodzonych i wyposażonych w broń z okresu II Wojny Światowej żołnierzy nie chcą walczyć, odmawiają wykonania rozkazów i dezerterują, a komisje poborowe świecą pustkami (=> za chwilę Putinowi skończą się żołnierze), kolejne rzesze poległych rosyjskich oficerów (=> za chwilę Putinowi skończą się dowódcy; nota bene niedawno Onet informował o śmierci „wysokiego rangą wojskowego” w stopniu… sierżanta), w Rosji palą się kolejne składy paliw (=> za chwilę Putinowi skończy się paliwo), a każda nowa dostawa broni dla Ukrainy sprawia, że „na jej widok rosyjskie czołgi same uciekną ze strachu!!!”, względnie ta broń „zje rosyjskie myśliwce na śniadanie!!!” (to autentyczne tytuły newsów). W każdym razie: za chwilę Putinowi skończy się wszystko, a sama Rosja już jutro (po raz nie wiem który) zbankrutuje na skutek sankcji, z których każda z osobna sprawi, że „po tym ciosie Putin już się nie podniesie!!!”.
To nie jest tylko moje wrażenie, ale też wielu osób „nie siedzących w temacie”, z którymi rozmawiam i którzy dokładnie w ten sposób to odbierają – niektórzy wierzą nawet, że Ukraińcy celowo czekają z ostatecznym uderzeniem na 9 maja, żeby właśnie w tym dniu Rosja się poddała i cały świat mógł się zaśmiewać z tegorocznej Parady Zwycięstwa…
Ten wątek to luźne dyskusje o wojnie w Ukrainie, więc mój poprzedni post odnosił się do tej wojny jako kolejnego przykładu bardzo niepokojącego dla mnie zjawiska, jakie obserwuję w naszych mediach od wielu lat. Mianowicie: braku rzetelności i obiektywizmu podawanych informacji. I to nie jest jedynie moja prywatna, „prosowiecka” wizja roli mediów: ustęp 1 artykułu szóstego Ustawy prawo prasowe stanowi, że „prasa jest zobowiązana do prawdziwego przedstawiania omawianych zjawisk”, a art. 12 ust. 1 tej ustawy obliguje dziennikarza m.in. do „zachowania szczególnej staranności i rzetelności przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych, zwłaszcza sprawdzenia zgodności z prawdą uzyskanych wiadomości lub podania ich źródła” (obowiązek "dbałości o poprawność języka" czy zakaz "publikowania informacji o życiu prywatnym nie związanym bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby" to może w ogóle przemilczę…). A od wielu lat media skupiają się nie na poinformowaniu o konkretnym fakcie, lecz na przedstawieniu go w określonym kontekście, obleczeniu w odpowiedni komentarz i „wpasowaniu” go w odgórnie założoną narrację. Tak, by odbiorca zapamiętał nie tyle samo zdarzenie, lecz jego ocenę. By w jego głowie pozostała nie konkretna wiedza na temat faktu, lecz jego wydźwięk i emocje, które ten fakt wywołał.
I chcę to wyraźnie podkreślonym i pogrubionym zaznaczyć: moje uwagi nie dotyczą wyłącznie TVP, lecz wszystkich naszych mediów.
Prosty przykład: sejm uchwala ustawę. I szczegóły na temat tego, co w niej jest i jakie będą jej rzeczywiste skutki nie mają większego znaczenia – ważniejsze jest to, że w „Wiadomościach” poseł partii rządzącej powiedział, że ta ustawa jest absolutnie konieczna, ona będzie dla obywateli Dobra, nareszcie będzie Lepiej, Polacy chcą takiej ustawy, itd. Albo – w „tym drugim” programie – poseł opozycji powie, że to beznadziejna ustawa, absolutny bubel prawny i nic gorszego w naszej historii nie uchwalono. Widz nie musi wiedzieć, czego dokładnie ta ustawa dotyczy. Wystarczy, że dowie się, że partia rządząca odniosła kolejny Sukces (bo ta partia odnosi wyłącznie sukcesy) // partia rządząca kolejny raz się skompromitowała (bo ta partia wyłącznie się kompromituje). Każdy może usłyszeć to, co chce usłyszeć – wystarczy tylko wcisnąć właściwy przycisk na pilocie.
A jeżeli już uda się znaleźć temat, do którego nie da się „przypiąć” kontekstu politycznego (choć naprawdę ciężko w ostatnim czasie taki znaleźć) to najczęściej daje o sobie znać chęć nadania newsowi jak najbardziej krzykliwego, sensacyjnego i uderzającego w emocje tonu albo zwykła niekompetencja i brak elementarnej znajomości tematu, o którym autor opowiada lub pisze (albo jedno i drugie równocześnie). Efekt jest ten sam: ludzie zapamiętają tylko tyle, że znów miał miejsce jakiś Skandaliczny_Skandal, a szczegóły samego zdarzenia (które często całkowicie zmieniają wydźwięk danej sytuacji) w tym natłoku rozbudzonych do zenitu emocji gdzieś im całkowicie umkną.
Może poza mną nikomu to nie przeszkadza. Ja osobiście jednak wolę wiedzieć jak się sprawy naprawdę mają – nawet jeżeli okaże się to dla mnie nieprzyjemne albo zburzy mój dotychczas pogląd w danym temacie. I nawet jeśli dla „pisiorów" będę „lewactwem”, dla „lewactwa” – „pisiorem”, a dla całego świata – sowieckim agentem i putinowskim trollem.
Nie było wojny w Ukrainie, ani nawet nie była na horyzoncie, był Łukoil w PL, ceny paliw mieli konkurencyjne, a mimo to nigdy tam nie zatankowałem (jak i wielu moich znajomych). Powiem więcej nawet gdyby sprzedawali z rabatem 90% to też nigdy bym tam nie kupił. Paliwo może być i po 10 zł, najwyżej przesiądę się na rower, albo środki komunikacji miejskiej, ale jak to pozwoli zakończyć wojnę, a dodatkowo cofnąć Sowietów do epoki kamienia łupanego, to jestem absolutnie za i uważam że to wręcz promocja i żadne obciążenie.
Po raz drugi muszę Ci podziękować – bo po raz drugi sam dajesz mi do ręki argument, którego potrzebuję. Twój sposób rozumowania to jest właśnie dokładnie ten efekt medialnego przekazu, o którym pisałem. Ale to Twoje życie, Twoje pieniądze i Twoje wybory. Szanuję je. Ja jednak chciałbym moje ciężko zarobione pieniądze przeznaczać przede wszystkim na cele, które sam sobie wybiorę, a nie na kupowanie na gwałt wszystkiego co strzela, bo akurat nadarzył się pretekst, by – jak to celnie ujął Kolega =OPS=boski qrdl logos – „zarządzanie strachem osiągnęło swoje optimum”. Oczywiście, bezpieczeństwo jest ważniejsze niż wszelkie bogactwa i przyjemności, bo jak słusznie inny Kolega zauważył: co mi po nich gdy czekista wpakuje mi kulkę. Ale wszystko należy robić z umiarem i w rozsądny sposób. Wbrew temu co piszesz, przeznaczanie przez nasz rząd kolejnych miliardów na zakupy uzbrojenia dla Polski ani nie pozwoli zakończyć wojny w Ukrainie, ani nie cofnie „Sowietów do epoki kamienia łupanego”. Może natomiast zwiększyć szanse na skuteczną obronę przed ewentualną agresją Rosji na nasz kraj, a przede wszystkim zmniejszyć ryzyko takiej agresji. Tylko że dla mnie to ryzyko było minimalne jeszcze przed 24 lutego, a teraz jeszcze z każdym dniem maleje. I to bez setek „Abramsów", dziesiątków F-35 i floty „Mieczników”. O moje bezpieczeństwo dba teraz sam towarzysz Putin. Odwiedzam regularnie blog Oryxa i widzę, jak każdego dnia Rosjanie sami w ilościach hurtowych dokładają cegiełki do mojej Fortecy. I z tej perspektywy patrząc – jakkolwiek by to cynicznie i bezdusznie nie zabrzmiało – w interesie naszego bezpieczeństwa wcale nie leży szybkie zakończenie tej wojny. Im dłużej ona trwa, tym bliżej Rosji do postulowanej przez Ciebie epoki kamienia łupanego.
Zresztą nie chodzi tylko o straty. Ta armia co rusz się kompromituje, zarówno na lądzie, na morzu jak i w powietrzu i to w każdej możliwej dziedzinie. Mam wrażenie, że swoją znaczącą przewagę ilościową i technologiczną trwonią w jeszcze lepszym stylu niż ich dziadkowie pamiętnego lata 1941
-ego. Tak zorganizowana i dowodzona armia (albo raczej to, co z niej niedługo zostanie) nie jest w stanie stworzyć realnego zagrożenia dla państwa, które może liczyć na znacznie szerszą pomoc ze strony NATO niż tylko dostawy broni i „dyskretne” wskazywanie celów dronom i „Neptunom”.