Dyskusja jest ciekawa, może trochę zboczyła z tematu, ale proponuję jej nie przerywać, może tylko utworzyć nowy temat.
Moim zdanie dyskutanci są nieco zatwardziali w swoich poglądach, ale każdy ma swoje racje.
Ponieważ znowu widzę ze "siła złego na jednego" a moim zdaniem nie zawsze słusznie więc też coś dopiszę na gorąco, nawet nie zaglądając do literatury.
Z tego co wiem to jednak USA pod koniec lat 30-tych już zapomniały o kryzysie. Dlatego Roosevelt załapał się na drugą kadencję, bo mu po prostu dobrze szło rządzenie.
A stany zjednoczone nie przystępowały do wojny nie dlatego, że chciały się przyłączyć do silniejszego i wygrywającego, tylko dlatego, że w kongresie USA były różne zapatrywania na wojnę. Znaczna część kongresmenów była przeciwna wojnie, tzw. izolacjoniści. Roosevelt tylko czekał na okazję, żeby przystąpić do wojny. Wiedział, że to jeszcze podciągnie gospodarkę no i to już w jego planach USA miało stać się ogólnoświatową potęgą. Najlepszym przykładem cichego zaangażowania w wojnę są konwoje do UK. Początkowo niszczyciele USA eskortowały konwoje na krótkim odcinku, by już w 1941 eskortować te konwoje aż za Islandię. Prawie do samej UK. Podejrzewam, że nie pływali do Anglii tylko dlatego, że kongresmeni izolacjoniści mieli by pretekst, żeby krzyknąć, że Roosevelt wciągnął USA do wojny i że przez niego giną amerykańscy chłopcy. I stąd teraz pewnie poważne podejrzenia, a wręcz pewność, że rząd USA doskonale wiedział o planowanym ataku japońskim, ale nic nie zrobił aby mu zapobiec. Wykazał się jednak wyczuciem, bo zostawiając w porcie Pearl Harbor pancerniki, wyprowadził jednocześnie przed samym atakiem lotniskowce.
I nie wiem dlaczego Hitler nie zaatakował Dunkierki. Nie wiem na co liczył.