Coz noga z gazu no i przepisowo 90

Czasem i to nie wystarcza.
Wczoraj miałem serce w gardle i dziękowałęm Panu Bogu, że mnie uchował. :012:
Jechałem z Warszawy do Przasnysza, do mojej Lubej. Jak zwykle wyjeżdżałem drogą na Gdańsk, a tuż przed Płońskiem, gdzie kończy się dwupasmówka, skrócikiem dojeżdżałem do drogi na Ciechanów. Wszędzie sucho i wspaniale, widoczność cudna, więc jechałem sobie 120 na dwupasmówce, a na ciechanowskiej już tak 100-110km/h. Gorzej ze skrócikiem owym, który był kompletnie pokryty wyślizganym przez samochody śniegiem. Po śniegu jechałem 60km/h sądząc, że to rozsądna prędkość. Na pewno nie szybciej. Zbliżając się do drogi, którą miałem przeciąć (Płońsk - Maków Mazowiecki), przy którym to skrzyżowaniu jest znak STOP, zacząłęm zwalniać. Miałem z 200m do skrzyżowania, gdy zredukowałem bieg i zacząłem zwalniać silnikiem. Gdy miałem 100m nadal miałem prędkość ok.50km/h (przez 100m zmniejszyłem prędkość o 10km/h!), więc zacząłem używać najpierw łągodnie, a potem coraz mocniej hamulca. Niestety, miałęm z 40km/h gdy mijałem znak STOP, sunąc z już wyłączonym silnikiem (zgasł mi jak zbytnio przytrzymałem hamulec na biegu tuż przed skrzyżowaniem)... przeleciałem przez drogę z rozpędu. Gdyby cokolwiek jechało, a w oddali widziałem światła nadjeżdżających samochodów, to by Labovskyego już nie było, bo trafienie boczne nie jest zbyt przeżywalne nawet przt 60km/h, a wątpię, żeby tamte samochody jechały tak wolno.
Zrobiło mi się tak gorąco jak hamując nie mogłem zwolnić, że nie pamiętam takich emocji już od dawna. Najgorsze w tym wszystkim było, że chciałem jechać rozsądnie i powoli w razie trudnych warunków. I wydawało mi się, że nie szarżuję. Ale gdzie tam... nawet najłagodniej hamując nic nie zdziałałem na tym śniegu wyślizganym. Ostatnie 30m to już była desperacja, bo się nie lada przestraszyłem i zapomniałem się przytrzymując za długo hamulec. A że moja Biała Strzała vel Morane-Megane nie jest wyposażony w żadne ABSy i tym podobne ułatwiacze to musiałem pulsacyjnie i delikatnie hamować.
I cieszę się, że dziś nigdzie nie jeździłem.
Notabene jestem w kategorii kierowców opisanej przez Szmajsa i zgadzam się z nim. Czasem się człowiek czuje ZBYT pewnie. I mówię to z własnego doświadczenia.
Pozdrawiam