Ja przepraszam jeśli kogoś uraże teraz ale osobiście uważam że najgorsza zaraza na drogach to gośćie z nalotem rzędu 15 000 km ,zamiennie w 2-4 roku posiadania prawa jazdy. Jak do tego ma 20 lat wówczas mamy do czynienia ... z ignorantem święcie wierzącym we własną nieśmiertelność. Jak do tego ma jeszcze 120 koni pod maska to jest po prostu masakra.
Jeżdzę bo lubie i muszę. Na codzień maluchem, matizem albo Mitsubishi Outlanderem. Przejeżdziłem w zyciu około 150 000 km czyli tak se, nie za dużo w każdym razie. Pierwszy wypadek miałem kilka lat temu - potrąciłem 3 osoby naraz - najtrzeźwiejsza z nich miała 1,3 promila. Na osiedlowej drodze przy prędkości 45 km/h, w deszczu i śniegu. Ot szli sobie środkiem ulicy przy której gęsto rosły szerokie kasztanowce, na tyle szerokie iż zasłaniały lampy, tak że droga była oświetlana punktowo 10 m cienia, 10 m bardzo ostrego sodowego światła. Wydawało mi się iz nie ma możliwości nie zauważenia myszy na drodze. Myliłem sie , oni zresztą również. Jeden z nich wylądował w szpitalu z połamanym mostkiem, dwaj pozostali wrócili poobijani do domu. Lekarz pogotowia powiedział że jakbym jechał 10 km szybciej to ten ten połamany by zjadł kolacje z Ponurym, a ci dwaj by wylądowali w szpitalu.
Drugi przypadek miałem rok temu - jadę 25 km/h , może 30 , przy drodze stoi pacjent i patrzy mi w oczy, po czym sprawnie wbiega mi na drogę. Efekt ? Koleś z rozwalonym łukiem brwiowym i pękniętym żebrem , ja z wybita szybą. Jak potem tłumaczył nie wiedział dlaczego to zrobił , chciał przebiec za moim tyłem auta, ale mu sie strony pomyliły... Również po 2-3 piwach.
Nikomu nie wierzeyc na drodze. Jak mówię nikomu to mam na myśli również siebie.