No właśnie, byłbym zapomniał - PEWEXY!
Przyjechała babina z głębokiej wsi do miasta, idzie ulicą, rozgląda się, a tam wszędzie puste półki. Przeszła tak jedną dzielnicę, drugą, aż w końcu patrzy: piękny sklep, na półkach pełno towaru - więc weszła. Rozgląda się, a tam ceny - 100 razy niższe niż w innych sklepach. Wybrała sobie kilka rzeczy i przychodzi do płacenia, wyciąga pormanetkę i kładzie na ladzie 500 zł.
A ekspedientka na to:
- Ależ babciu tu jest PEWEX tu się dolarami płaci.
Babina na to:
- A co to są te dulary.
Ekspedientka mówi ździwiona:
- To są takie ameryńskie pieniądze.
Zdziwiła się kobiecina i rzecze:
- No patrzajcie państwo jakie te amerykany to zmyślny naród, jeszcze ich tu nie ma, a sklepy swoje juz postawili.
-----
Chińczy stwierdzili, że naród im się rozrósł ponad miarę więc trzebaby trochę przerzedzić! Co jest na to najlepsze - WOJNA. Jak pomyśleli tak zrobili i dzwonią do "miłego" sąsiada - ZSRR z zapytaniem czy nie chcą wojny. Ale Rosjanie tłumaczą:
- No co wy, u nas kraj duży, armia liczna i parę

bomb jądrowych się znajdzie - wytrzebimy was szybko. Jeżeli jednak chcecie wojny to znamy taki kraj w europie środkowej, Czechosłowacja się nazywa tam zadzwońcie - będzie wojna w sam raz.
Chińczycy dzwonią do Czechów, ale słyszą:
- No co wy u nas armia mała, sprzętu na lekarstwo, co to za wojna będzie - ale jest taki kraj kawałek na północ, tam się lubią bić - wojna będzie w sam raz dla Was.
Zadzwonili więc do generała Jaruzelskiego, ale mieli pecha bo to akurat to te pierwsze wolne soboty były i nikogo nie było. No to do generała Siwickiego (Minister ON), ale też nie ma. To dzwonią biedaki po wszystkich numerach w MON-ie, ale wszędzie głucha cisza. W końcu po 20 telefonie odzywa się jakiś dyżurny kapral:
- Słucham, co jest ?
- Chcemy zwami wojny - słychać głos lekko znieciepliwoinego Chińczyka.
- Dobra, a kto wy jesteście?
- No Chińczycy!
- Dobra notuję, a ile Was jest?
- No już ponad miliard!
- O k... gdzie my Was wszystkich pochowamy!-----
Przyjeżdza Breżniew do Jaruzelskiego z "braterską" wizytą. Ale tak się składa, że ten ma akurat delegację z "zachodu" - wiecie w sprawie spłaty długów, ważna sprawa! Mówi więc do Breżniewa:
- Siadaj sobie Lonia, dam Ci jakąś książkę, poczytasz sobie, a ich w jakieś pół godziny załatwię i pogadamy.
Pech chciał, że sięgnął mu się taki ładny "Pan Tadeusz", oprawny w skórę, z obrazkami. Dał Loni i pobiegł do delegacji zagranicznej. Breżniew otwiera, a tam na pierwszej stronie:
... Litwo, ojczyzno moja ... !
No to złapał pianę i gdy Jaruzelski wrócił, rozdarł mordę:
- WOJTEK ! GDZIE JEST TEN CO TO NAPISAŁ !!!
Jaruzelski zdziwiony pyta:
- Kto, Mickiewicz ? Przecież on już dawno nie żyje !
Breżniew klepie Jaruzelskiego po policzku i mówi:
-
Widzisz Wojtuś, i za to Cię lubię !